Korona królów

Karnawał i rozrywki w średniowiecznej Polsce

Średniowieczny rok wyznaczały głównie święta, Gody czyli Wielkanoc, Boże Narodzenie, Jana Chrzciciela, które w dużej mierze pokrywały się z dawnymi obrzędami ludowymi. Na dawne sobótki, czyli noc świętojańska ciągle puszczano wianki, a jasełka krakowscy franciszkanie wystawiali już w XIV wieku. Podobnie wraz z Wielkanocą pokazywano przedstawienia pasyjne, które zawierały w sobie nie tylko elementy religijne, ale i świeckie.

Lud średniowiecza lubił i chętnie się bawił, kiedy tylko była ku temu okazja. A taką okazją były niewątpliwie zapusty, czyli karnawala z włoskiego carnevale, z łaciny: carnem levāre („Mięso usuwać”) bądź caro, vale („żegnaj mięso”) zwłaszcza ostatni ich etap – tydzień mięsopustny. Zapusty zaczynały się w średniowieczu co ciekawe nie 1 stycznia a po Trzech Królach czyli od 7 stycznia i kończyły we wtorek przed Środą Popielcową. Charakterystyczne dla tego okresu były tańce w maskach, później zwane maskaradami. Były znane już w XIV-wiecznej Polsce i niespecjalnie akceptowane przez duchowieństwo o czym świadczy fakt, że w 1420 roku biskup poznański wydał dekret zabraniający na terenach swojego biskupstwa tańców z zakrytymi twarzami. Uważano bowiem, że pod przykrywką maski dopuszczano się czynów nierządnych, za które nie ponoszono odpowiedzialności... i pewnie było w tym dużo racji. Bawiła się szlachta, mieszczanie a zapewne także i wir karnawału nie omijał chat chłopskich. W kazaniach średniowiecznych z terenów państwa polskiego przewija się myśl, jak to w ostatnich dniach zapustów, czyli w tydzień mięsopustny księża skracali kazania, rzemieślnicy czas pracy, aby wydłużyć czas zabawy, tańców i śpiewów. Oczywiście w kazaniach tych piętnuje się takie osoby, wskazując, że poprzez wesołków: flecistów, cytrzystów i śpiewaków wystawia na pokuszenie porządnych ludzi sam diabeł. W ten sposób: „rozpala się cielesne pożądliwości” i daje nastrój „rozwiązłej wesołości”. Obrazem zapustów jest przewrotna kobieta z wieńcem na głowie i berłem w prawej a pawiem w lewej ręce, na wozie, w barwnych, różnokolorowych szatach, w otoczeniu grajków, wesołków, igrców, znana także jako bożek Mięsopust. Mięsopustem określa się bowiem: „wszystkie kobiety, które pieśni rozpustne i niegodziwe w kole śpiewają. W dodatku bożek ten dokonuje przedziwnych cudów, bowiem dotychczas siedzący w bramach i u wrót kościołów chromi, niemi i ślepi nagle wstają, tańczą i śpiewają, zapominając o dręczącym cały rok kalectwie. Pryskają „wszystkie tamy moralności i ogłady”. Mężczyźni przebierają się w damskie szaty, kobiety w męskie, tańczą wszędzie. Jednym z częstszych miejsc zabaw karnawałowych były cmentarze, czego zakazywał w 1326 roku statut arcybiskupa Janisława, z pewnością jednak jeszcze długo nieprzestrzegany.

Tańczono naturalnie także na dworach. Muzyka zresztą towarzyszyła panującym przy posiłku i odpoczynku. Karnawał to jednak czas kiedy organizowano uczty i zabawy, a umiejętność tańca była podstawowym elementem wychowania dworskiego. Mawiano nawet: „wty w czasu sromota była tej księżnie, któraby pląsać nie umiała”. Nierzadko na dworach rodziły się talenty muzyczne i tak, na dworze ostatniej żony Władysława Jagiełły grał znany klawicymbalista (przyp. klawicymbał - instrument podobny do klawesynu) Mikołaj z Radomia. Przechowywana w klasztorze kanoników regularnych w Kraśniku Tabulatura Jana z Lublina zawiera najstarszy zapis nutowy muzyki tanecznej z naszych ziem. Taniec dworski, w przeciwieństwie do skocznych pląsów plebsu (taki taniec plebsu najbardziej znany to rej, zwany też firlejem), był stonowany i łagodny, nie wypadało wszak tupać i skakać ani tańczyć do upadłego. Niewątpliwie wpływ na choreografię dworską miały także długie szaty i buty z długim zakręcanym noskiem. Takim tańcem dworskim był tzw. niski taniec wykonywany przy wtórze fletni, lutni i harfy, pełen dostojeństwa, jego przeciwieństwem był taniec wysoki, gdzie piszczałki i kobzy nakazywały większą skoczność i żywiołowość. Na dwór Polski w XIV wieku dotarła też maruska (moreska), najsłynniejszy taniec figurowy dworski ówczesnej Europy, symbolizujący walkę z Maurami – rytmiczny i żywiołowy.

Tańczono tańce niemieckie i francuskie. Z staropolskich zapisów znamy nazwy polskich tańców: chodzony, mieczowy, goniony czy świeczkowy. Brak opisów choreografii, ale można się domyślić na czym polegały.

Już św. Tomasz uważał, że : „…zabawa jest konieczna w życiu towarzyskim ludzi i dlatego osoby, które im jej dostarczają potępieni być nie mogą”. Zabawiali zatem ludzi zawodowi wesołkowie, wędrujący po całej Europie, bowiem kunszt rozrywki nie znał granic i barier. W takiej grupie znajdowało się wielu wesołków, którzy wyspecjalizowali się w rozmaitych profesjach mających na celu dostarczenie rozrywki. Jednym z nich był kuglarz, czyli ten, kto robi różne psoty, umie żonglować, a czasem nawet potrafi dokonywać różnych sztuczek. W dzisiejszych czasach jego odpowiednikiem byłby zapewne klaun, który rozśmiesza ludzi w różny zabawny sposób. Często kuglarza nazywa się w Polsce igrcem, bowiem w staropolskim słowniku słowo igra to zarówno zabawa, jak i widowisko, ale także i szydzenie z innych i wyśmiewanie ich. Słowo to pozostało w naszym języku w wyrazie naigrywać. Pokazuje zatem tym bardziej, że kuglarz to człowiek, który tworzy całe widowisko, pokazując sztuczki, żartując czasem w niewybredny sposób z otaczającego go tłumu, starając się jednak zabawić oczekującą na to gawiedź. Innym typem ludzi, dostarczający rozrywki byli piszczkowie. Najprościej tłumacząc to ludzie grający skoczne melodie na piszczałkach, ale także i tańczący w rytm wygrywanej muzyki. Wraz z grupą igrców, czyli wesołków, wędrowali także czasem mimowie zwani czasem moro. Była to jednak już dosyć wysoka specjalizacja i takie osoby ceniono w grupie igrców, bowiem podnosili jej prestiż, a co za tym idzie zarobek. Tłem grupy często byli tancerze oraz linoskoczkowie. Czasem pojawiał się także niedźwiednik, wodzący na grubym łańcuchu oswojonego niedźwiedzia i pokazujący z nim szereg sztuczek. Niekiedy w grupie był także siłacz, czyli mężczyzna o odpowiednich gabarytach, posługujący się mocą swoich ramion do podniesienia jakiegoś ciężaru, niedostępnego dla przeciętnego człowieka, czy też rozrywający oplatające jego tors grube łańcuchy. Nierzadko jednak przy takich pokazach nieco oszukiwano, nadcinając niektóre okowy, aby nie doszło do kompromitacji mocarza. Takie trupy wędrowały po całej Europie, nigdzie nie zatrzymując się na dłużej niż kilka dni, jak obecnie czynią to grupy cyrkowe.

Ważną rolę w tych grupach odgrywał teatr, prawie każde tego typu widowisko zawierało jakąś sztukę, którą odgrywali aktorzy zwani joculatores. Sztuka była najczęściej tworzona (bo nie pisana, wszak to byli ludzie niewykształceni) przez członków grupy i dotyczyła spraw bieżących. Wersy musiały był celne, zabawne i prześmiewcze, niekoniecznie się rymować. Ważnym elementem w takim przedstawieniu była piosenka.

Formą dramatu średniowiecznego były misteria, w których, poza murami kościoła, odgrywano sceny ze Starego i Nowego Testamentu. Najpopularniejsze misteria odbywały się w Wielkanoc i Boże Narodzenie. Odchodzono w nich od języka łacińskiego, aby były zrozumiałe dla większości osób.

Kiedy nie było wesołków, ludzie szukali rozrywki na własną rękę. Najczęściej odwiedzano karczmy i gospody, czyniono to regularnie, szczególnie w sobotnie wieczory. Jedynie w niedziele nie wolno było odwiedzać tego przybytku. W karczmie, poza piciem piwa, grano w różne gry towarzyskie. Najczęściej były to kości, gra ta gościła na terenie Polski od początku istnienia naszego państwa. Grano także w karty, talia, jak obecnie, liczyła 52 karty, ale nazwy gier były całkiem inne niż obecnie. Dość wymienić kilka z nich: baseta, pikieta, chapanka, trynka, flus czy turma. Kościół piętnował jednak obydwie gry, starając się doprowadzić do ich całkowitego zakazu, jednak naturalnie bezskutecznie. Ciekawostką jest fakt, że nie wszystkie cztery kolory powstały w tym samym czasie, najpierw były piki, później kiery, kara a na końcu trefle.

Organizowane, chociaż rzadko na dworach piastowskich i jagiellońskich, turnieje, także stanowiły rozrywkę dla okolicznych mieszkańców, którzy tłumnie ściągali na to barwne widowisko, aby podziwiać potykających się w szrankach rycerzy. Barwne jarmarki, szczególnie organizowane z konkretnych okazji, także stanowiły rozrywkę dla mieszkańców miast i podgrodzi. Inną, dosyć makabryczna formą rozrywki, były publiczne egzekucje, od chłosty przy pręgierzu aż po spektakularne ścięcia. Takim wydarzeniom towarzyszył zawsze ogromny tłum gawiedzi, która później przez wiele tygodni komentowała je w karczmach i gospodach.

W średniowiecznym Krakowie znano także konkursy strzeleckie, za bramą Mikołajską na błoniach zawodnicy strzelali z kuszy do umocowanego na wysokiej żerdzi gołębia. Stąd później zawody kurkowe i wybór króla kurkowego. Często tym konkursom przyglądała się rodzina królewska. Ponadto często tańczono i śpiewano, nierzadko także na cmentarzach ku oburzeniu duchowieństwa. W Sobótki puszczano wianki na wodzie.

Dwory piastowskie i wczesnojagiellońskie nie miały swoich stałych wesołków, ale władca mógł zapraszać słynnych mimów, bądź tancerzy, aby uświetnili jego ucztę i zabawili ludzi. Na dworze stałym elementem rozrywki była muzyka i odrębni muzycy dworscy, którzy na swoich instrumentach przygrywali do uczt a czasem także do posiłków zwyczajnych, jeśli monarcha gustował w muzyce. Grano także w szachy. Na dworach Piastów nie odnajdujemy tak charakterystycznych dla XVI wieku dwóch typów wesołków – błaznów zwanych u nas wiłami (stąd późniejsze słowo szaławiła, czyli krętacz) oraz karłów. Moda na tych ostatnich wprowadzona zostanie dopiero przez Bonę i chociaż pojawiali się oni wcześniej na dworach zachodnich do nas dotarli dopiero w XVI wieku.



Dr hab. Bożena Czwojdrak