Korona królów

Namiestnicy Królestwa Polskiego w latach 1370-1382

Po śmierci Kazimierza Wielkiego do Królestwa błyskawicznie przybył Ludwik Węgierski – zgodnie z wcześniejszymi umowami z władcą polskim to on, jako siostrzeniec króla polskiego miał zasiąść na tronie polskim. Próbę Kazimierza, który testamentem chciał w ostatniej chwili przekazać tron swojemu wnukowi, księciu słupskiemu Kazimierzowi, udaremnił zaufany współpracownik króla węgierskiego książę opolski Władysław, podważając ten punkt testamentu polskiego władcy. 17 listopada Ludwik w katedrze krakowskiej został koronowany przez arcybiskupa gnieźnieńskiego Jarosława Bogorie na króla Polski. Po koronacji wyruszył na objazd objętych ziem i po powrocie do Krakowa w grudniu wyjechał z kraju, aby już nigdy tu nie wrócić. Rządy regencyjne powierzył swojej matce Elżbiecie, córce Władysława Łokietka, która cieszyła się wielkim poważaniem w Królestwie Polskim. Sam zaś wywiózł ze sobą polskie insygnia koronacyjne, aby nikt pod jego nieobecność nie mógł się koronować na króla Polski.

Takie rozwiązanie tj. Elżbieta jako regentka, było brane pod uwagę jeszcze za życia Kazimierza Wielkiego i kto wie czy nie za jego zgodą. Elżbieta, dla wzmocnienia swojej pozycji zaczęła nawet tytułować się królową Polski, chociaż nie miało to uzasadnienia prawnego, nikt tego tytułu jednak nie zakwestionował. Czy Elżbieta miała wątpliwości aby podjąć się takiego zadania? Trudno powiedzieć. Jest jednak faktem, że po przybyciu do Krakowa sporządziła swój pierwszy testament, który niestety nie dotrwał do naszych czasów. Królowa zatem myślała już o śmierci – trudno się zresztą dziwić przekroczyła już 70 lat, w tamtych czasach był to wiek bardzo zaawansowany. Łokietkówna zatem godząc się na regencję miała świadomość swojego wieku i idących z tym ograniczeń, ale kwestia zatrzymania tronu polskiego w rękach Andegawenów była dla niej zapewne ważniejsza.

Jedną z pierwszych decyzji, jakie musiała podjąć regentka, była realizacja testamentu brata, m.in. zrealizowała zapis dla wdowy po Kazimierzu Jadwidze i jej dwóch córek Anny (4 lata) i Jadwigi (2 lata), rozdzielając zapisane im klejnoty i złoto. Jadwiga po uzyskaniu spadku została odesłana do Żagania, gdzie wkrótce wyszła za mąż, a jej córki Łokietkówna latem 1371 roku zabrała ze sobą na Węgry, gdzie się miały wychowywać aż do zamążpójścia. Główną przyczyną, dla której Elżbieta umieściła córki Jadwigi żagańskiej w Budzie nie była chęć dobrego wykształcenia małych królewien oraz wydania ich korzystniej za mąż, a chęć kontroli nad dziedziczkami tronu polskiego. Z informacji kronikarskich wynika, że królewny były tam zaniedbywane, zapomniały wkrótce języka polskiego (pilnowano, aby nikt do nich nie mówił w tym języku) i wydane za mąż wcale nie tak korzystnie. Jadwiga zmarła zresztą w Budzie w wieku 12 lat, a Anna poślubiła księcia Cylli, niewielkiego wówczas hrabstwa na terenach obecnej Słowenii. Chodziło o to, aby ewentualny mąż nie wysuwał pretensji do tronu polskiego i nie zagroził rządom Ludwika.

Obejmując tron w Krakowie, Elżbieta musiała także poradzić sobie z długami brata, który zaciągał je na poczet wyprawy na Ruś u Żyda Lewka, u Wierzynków, czyli możnych mieszczan krakowskich. Musiała także uspokoić sytuacje w kraju, gdzie Litwini, wykorzystując śmierć króla polskiego, zagarnęli Włodzimierz, a Brandenburczycy Santok. Jak się wydaje, niezbyt dobrze radziła sobie z tym zadaniem. Jan z Czarnkowa pisał, że w kraju zapanował chaos i rozbój, Elżbieta odsyłała petentów do syna, ten z kolei do niej. Żadne nie podejmowało decyzji. Królowa musiała znaleźć ludzi, na których mogłaby się oprzeć i im zaufać. Takimi stało się wówczas stronnictwo proandegaweńskie, podzielone jednak na trzy frakcje. Grupa najmocniejsza, decyzyjna, zwana jest w historiografii grupą Leliwitów i Toporczyków, bowiem tworzyli ja głownie ludzie wywodzący się z rodzin małopolskich pieczętujących się tymi herbami, byli to: Melsztyńscy, Pileccy, Tęczyńscy i Tarnowscy. Na ich czele stał kasztelan krakowski Jan z Melsztyna i wojewoda sandomierski Otto z Pilicy. To byli najważniejsi urzędnicy małopolscy, bez poparcia których Ludwik, a co za tym idzie także Elżbieta nie daliby rady sprawować tu rządów i obydwie strony o tym wiedziały. Należy pamiętać, że urzędy ziemskie – te najważniejsze w ówczesnej Polsce – były dożywotnie, Ludwik nie mógł zdjąć z kasztelanii Jaśka, i dać tam kogoś swojego, musiał współpracować z tymi ludźmi, których dostał niejako w spadku po Kazimierzu. Ich poparcie dla Ludwika i regencji Elżbiety wyrażało się zatem w pełnej symbiozie i współpracy, oni popierali Ludwika, on się nie wtrącał w ich sprawy.

Drugą frakcją w proandegaweńskiej Małopolsce byli ludzie określani przez nas współcześnie karierowiczami. Były to osoby, które za wszelka cenę chciały wejść do elity władzy, do tej pory raczej skutecznie blokowani m.in. przez Leliwitów i Toporczyków, którzy stanowili najbliższe otoczenie zarówno Kazimierza, jak i później Ludwika. Do nich zaliczali się m.in. Kurozwęccy: Dobiesław, wojewoda krakowski oraz jego syn Zawisza, biskup krakowski, a także Jan Radlica. Byli oni całkowicie podporządkowani Ludwikowi i Elżbiecie, na nich mogli ślepo liczyć, ale w zamian za ich wierną służbę i całkowite oddanie liczyli na rekompensatę. Nie mogli dostać urzędów, bo te były zablokowane przez Leliwitów, dostawali za to nadania ziemskie, dzięki czemu dosyć szybko się wzbogacili. Do tego stopnia, że nie sposób ich było pomijać przy nadaniach, jeśli się zwolnił jakiś urząd. Tam m.in. Dobiesław został kasztelanem krakowskim po śmierci Jaśka (1381). To właśnie Dobiesław był jednym z twórców przywileju koszyckiego, który dzięki jego talentom dyplomatycznym udało się akt sformułować z korzyścią dla króla. Także dzięki dyplomacji Dobiesława, po śmierci Katarzyny, panowie polscy złożyli hołd Marii.

Trzecią frakcję nazywamy także umownie pragmatykami. Byli to ludzie balansujący pomiędzy grupami, dzięki koligacjom i przyjaźniom mający znajomych w każdej z nich. Takim człowiekiem był np. Sędziwój z Szubina. Był blisko zaprzyjaźniony z Janem z Melsztyna i Ottonem. Popierał ich działania, ale pochodząc z Wielkopolski miał tam także swoich stronników i wiedział, co w którym ugrupowaniu się akurat dzieje.

Jan z Czarnkowa pisze również, że Elżbieta odesłała zaufanych ludzi Kazimierza i otoczyła się ludźmi nowymi, którzy mieli realizować jej politykę i plany węgierskie. Zaczęła także na urzędy starościńskie powoływać całkiem nowych ludzi, w skutek czego starostą generalnym wielkopolskim został Otto Pilecki, Małopolanin. Wywołało to naturalnie zrozumiały sprzeciw w Wielkopolsce. Zresztą dzielnica ta była bardzo antyandegaweńska. Tego rodzaju postawę prezentowali arcybiskup gnieźnieński Janusz Suchywilk, najbliższy współpracownik królewskim i Jan z Czarnkowa, którzy uważali, że następcą Kazimierza Wielkiego powinien być książę słupski, a nie Ludwik. Wielkopolanie zaczęli zatem bojkotować nowego starostę i jego rozkazy do tego stopnia, że ten w 1372 roku zrezygnował ze stanowiska. Jego następcą został wprawdzie Wielkopolanin, ale wielki zwolennik panowania węgierskiego na polskim tronie Sędziwój z Szubina. Aby uspokoić nastroje w Wielkopolsce Elżbieta udała się tam w 1372 roku, wystawiając podczas tego pobytu kilka przywilejów. W tym samym czasie trwały już rozmowy panów polskich z Ludwikiem w sprawie następstwa tronu po jego śmierci i pertraktacje w kwestii osadzenia którejś z jego córek. Poparcie panów polskich było więź Andegawenom niezwykle potrzebne. W tym celu nie tylko Ludwik, ale i Elżbieta wydali wiele przywilejów dla Krakowa, chcąc w ten sposób również zyskać przychylność panów polskich (m.in. cofnął dla krakowian obowiązek prawa składu w Lwowie i Nowym Sączu, przez co tamtejsi kupcy zyskali swobodę ruchu). Elżbieta brała żywy udział w pertraktacjach koszyckich, co chwilę wyjeżdżając na Węgry.

Królowa węgierska rządziła w Polsce do 1375 roku, wprawdzie wyjeżdżając często, jednak na krótko. Od tego roku zjawiała się już rzadko, najpewniej z powodu sędziwego wieku. W Wielkopolsce działo się coraz gorzej, ta sytuacja najpewniej przerosła królową, która w 1375 roku poprosiła syna, aby odebrał jej namiestnictwo. Ludwik zgodził się z tym, przybył nawet na chwilę do Krakowa ale równie szybko go opuścił, nie wyznaczając nikogo na namiestnika. W tej sytuacji Elżbietą podjęła jeszcze jeden trud objęcia tej funkcji i jesienią 1376 roku przybyła do Krakowa. Zaraz po przekroczeniu granicy dowiedziała się o planowanym ataku Litwinow na Małopolskę, nie uczyniła jednak nic, aby mu zapobiec. Zaczęła za to na zamku krakowskim organizować zabawy i tańce, co w obliczu najazdu Litwinów spotkało się z wielkim oburzeniem. Bawiąca się czeladź węgierska wyszła na miasto i napadła na wóz z sianem należący do marszałka Królestwa, Przedbora z Brzezia. Służba marszałka stawiła opór i doszło do bijatyki. Wysłany dla uspokojenia zajścia starosta krakowski Jasiek Kmita zginął z wystrzelonej przypadkiem, bądź umyślnie strzały węgierskiej, która trafiła go w tętnice szyjną. To wywołało wściekłość Polaków i rzeź Węgrów, bez względu na stanowisko, płeć i wiek. Królowa przejęta tym zdarzeniem postanowiła opuścić Polskę i w styczniu 1377 r. wyjechała. Więcej nie pojawiła się w dawnym kraju. W kwietniu 1380 roku sporządziła drugi testament, gdzie zarządziła aby nie chować jej koło męża w Szekesfehervar, gdyż kiedyś tam ograbiono grób Karola Roberta, ale dobudowała kaplice w ufundowanym przez siebie klasztorze klarysek w Starej Budzie, tam nakazała złożyć swoje szczątki po śmierci.

Po wyjeździe Elżbiety z kraju Ludwik postanowił oddać namiestnictwo w ręce swojego najbliższego współpracownika, którym był książę opolski Władysław. Nie było to najfortunniejsze posunięcie, bowiem Opolczyk nie cieszył się nadmierną sympatią Polaków. Ludwik mianował go jednak namiestnikiem w końcu 1377 roku, dając mu do pomocy nowo mianowanych starostów, których oczywiście rekrutował spośród ludzi sobie wiernych. Wielkopolanie pod wodzą Janusza Suchywilka odmówili podporządkowania się nowemu namiestnikowi, powołując się na obietnice Ludwika z przywileju koszyckiego, że żadnego księcia namiestnikiem nie mianuje. Protest okazał się na tyle skuteczny, że Ludwik ustąpił i odwołał Opolczyka z funkcji namiestnika po kilku miesiącach. Chwilowo nie powołano nikogo nowego a władza pozostawała w rękach starostów wiernych Ludwikowi. Dopiero śmierć Elżbiety w grudniu 1380 roku spowodowała decyzję Ludwika, aby coś zrobić w tej kwestii. Jan z Czarnkowa napisał, że król wezwał do siebie do Budy panów królestwa, aby uporządkować kwestię rządów. W rezultacie powstał organ zwany radą wikariuszy z biskupem krakowskim Zawisza z Kurozwęk na czele.

Do grona wikariuszy, czyli pomocników biskupa weszli – ojciec Zawiszy, Dobiesław z Kurozwęk kasztelan krakowski, wojewoda kaliski Sędziwój z Szubina, starosta generalny wielkopolski Domarat z Pierzchna oraz Jan Radlica, zaufany medyk Ludwika. Jak widać kolegium składało się z zaufanych ludzi i wielkich stronników Andegawenów, co wywołało sprzeciw wielu osób. W kompetencjach Zawiszy miały być wszystkie kwestie zewnętrzne królestwa, odwołania się od wyroków starostów, kwestie restytucji dóbr, ale przede wszystkim mianowanie urzędników za wyjątkiem kasztelanii i województwa krakowskiego. Jedną z pierwszych decyzji wikariuszy był bezowocny objazd po Wielkopolsce. Nie rozwiązali kwestii restytucji dóbr, bowiem nie było z nimi Zawiszy z Kurozwęk. W dodatku w Wielkopolsce zasiadał ciągle nieprzychylny im Janusz Suchywilk. Tym niemniej ich rządy wprowadziły spokój i ład w Królestwie. O to głównie chodziło. W styczniu 1382 roku zmarł biskup krakowski Zawisza z Kurozwęk, wikariusze nie zaprzestali jednak swojej działalności,potwierdzając jeszcze w kwietniu tego roku Opolczykowi zamianę Rusi na ziemię dobrzyńską. Ich misja zakończyła się dopiero w sierpniu 1382 roku, wtedy to Ludwik podjął decyzje, że nowym namiestnikiem z jego ramienia będzie narzeczony jego córki Marii – przeznaczonej po jego śmierci na tron polski – Zygmunt Luksemburski. Zdążył go jeszcze wysłać do Polski, nie zdążył natomiast poznać reakcji panów polskich. Zmarł w nocy z 10 ma 11 września 1382 roku.



Dr hab. Bożena Czwojdrak