Korona królów

Kraków w średniowieczu – budowle, rozrywki, higiena

Znane powiedzenie, że Kazimierz zastał Polskę drewnianą a zostawił murowaną ma swoje przełożenie w rzeczywistości. Większość domów w XIV wieku było drewnianych, co zamożniejsze miały kamienne podmurówki. Także zamki i dwory były budowane z drewna a murowanych do czasów Kazimierza było niewiele.

W XIV wieku zanika wyłączność królewska na budowę zamków i pojawiają się siedziby możnowładztwa, wzorowane na budowlach królewskich. Rozrastają się drewniane początkowo siedziby w Melsztynie czy Tęczynie, które z biegiem czasu stają się potężnymi warowniami. Nie wszyscy szlachcice posiadali jednak dwory, te należały tylko do najzamożniejszych. Zamek w Melsztynie postawił ok. 1340 roku kasztelan krakowski Spytek, a budowla ta początkowo składała się tylko z budynku mieszkalnego i wieży. Dopiero na początku XV wieku rozrósł się o wiele bardziej. Na zamki stać było jednak tylko najbogatszych, najczęściej możni mieszkali w drewnianej chałupie, niewiele różniącej się od chłopskiej, chociaż oczywiście większej i lepiej wyposażonej. Składała się głównie z dwóch izb: białej (reprezentacyjnej) i czarnej (z piecem kuchennym). Ta pierwsza służyła tylko w uroczystych chwilach jak święta, przybycie gości lub zrękowiny. Zamki królewskie stawiano jednak już z kamienia a później z cegły. Stały najczęściej na wzgórzach, niedaleko rzek, które stanowiły naturalną fosę. Grube mury powodowały, że były zimne stąd piece w prawie każdym pomieszczeniu, a szczególnie w tych, w których przebywano najczęściej. Obfite lasy dostarczały opału.

Podobnie domy w miastach były drewniane, czasem z kamienna podmurówką, na murowane kamienice stać było jedynie nielicznych. Najczęściej fronty były dosyć wąskie, a dom rozbudowywano w górę, dodając kolejne piętra. Na dole była reprezentatywna często zdobiona malowaniami sień i różne schowki, od podwórza kuchnia i ubikacja, czasem warsztat rzemieślniczy kupca. Właściciel mieszkał z rodziną na pierwszym piętrze, wyżej czeladź a służba spała w kuchni. Mieszkania dogrzewano systemem kominowym od pieca w kuchni. Od XIV wieku zakładano w miastach wodociągi, które doprowadzały wodę do poszczególnych domów. Drewniana zabudowa była szczególnie wystawiona na wszelkiego rodzaju pożary. Zaprószenie ognia mogło spowodować katastrofę całego miasta. Dlatego tez obowiązywało prawo, że każdy ma zacząć gasić pożar a pierwsze osoby, które to zaczęły robić dostawały od wójta nagrodę pieniężną. W czasach Kazimierza znacząco zmieniała się zabudowa Krakowa. Dość powiedzieć, że na rok 1400 szacowano na terenie Krakowa ok 300 murowanych budynków miejskich, ale zaznaczyć trzeba ze murowane były fronty, oficyna tylna była nadal drewniana. Reszta budowli była nadal i jeszcze długo drewniana. Parafrazując przysłowie można rzec ze Kazimierz Wielki zastał Kraków drewniany i kamienny, a zostawił… ceglany.

Otaczanie murami miast, które na wielką skale wprowadził Kazimierz, miało chronić mieszkańców przed nieprzyjacielem. Do miasta prowadziły tylko dobrze strzeżone bramy miejskie, otwarte od świtu do zmierzchu. Po zachodzie słońca bramy zamykano i nie wpuszczano nikogo. Szereg baszt na murach przypisane były do danych cechów, czyli stowarzyszeń rzemieślników danego zawodu, którzy w razie niebezpieczeństwa mieli bronić swojego odcinka murów z daną basztą.

W XIV wieku w Krakowie żyło ok. 12-15 tysięcy ludzi. Większość stanowili Polacy ale niewiele mniej było Niemców, trochę Włochów i Żydów. Najbogatsi mieszczanie mieli domy najbliżej centrum, bądź na Rynku. W mieście swoje domy mieli także możni, w przypadku Krakowa skupiali się na tzw. Okole, leżącym najbliżej Wawelu. W Krakowie życie miejskie koncentrowało się na rynku, na którym stały Sukiennice (na początku drewniane, w czasach Kazimierza już murowane) a w nich kramy rzemieślników oraz ławy, na których mniej zamożni wystawiali swój towar. Oczywiście wszystko było regulowane odpowiednimi ustawami. Były także małe place na których toczył się handel wyznaczonymi produktami – solą, ołowiem czy kurami (plac solny itd.). W centrum mieścił się także ratusz, w którym zasiadał wójt i rada miejska. Były także wagi miejskie (Waga Wielka z przełomu XIV i XV wieku oraz Mała z początku XV w). Część ulic było brukowanych (np. te wiodące od bram do rynku), aby umożliwić wozom swobodny przejazd. Miały także drewniane krawężniki. Najszerszy trakt miał 12 metrów, aby wozy swobodnie mogły się poruszać.

Rynek przyciągał ciekawskich, tu koncentrowało się życie, tutaj także najczęściej wykonywano wyroki, od chłosty przy pręgierzu po ścięcie, które to egzekucje także stanowiły ówczesną rozrywkę. Opowiadano o nich później długimi godzinami. Takie spotkania towarzyskie to także niedzielne msze w kościele, gdzie można było spotkać się ze znajomymi, wymienić poglądy, czy chociażby poobserwować nowe stroje. Głośne rozmowy podczas mszy były czymś naturalnym, z XV wieku pochodzi cytat: ”Już w kościele zaczynają niegorliwi słuchacze Słowa Bożego rozmowy poufałe, wywiadują się o nowościach, interesach, o szyneczku z dobrym piwem i miodem, lub załatwiają sprawy, a młodzi myślą o schadzkach…”

A skoro już przy szynku i piwie jesteśmy… Karczma to jedno z ważniejszych miejsc w średniowiecznym społeczeństwie. Karczma na wsi lub gospoda przy trakcie stanowiła miejsce, gdzie można się posilić, przenocować a niejednokrotnie i podkuć konia bowiem często nieopodal mieściła się kuźnia. Karczmarz miał prawo do wyrobu alkoholu oraz jego sprzedaży. W karczmie grano w kości i karty, odpoczywano, omawiano najnowsze plotki i pito piwo. W rozmówkach polsko-niemieckich z XVI wieku niemiecki autor zapisał kilka ważnych zdań dla podróżujących po Polsce: „Jabich chcyal rad spac. Mi chcemi spacz ydz yest czas. Gdziye iest gospodarz? Mila kucharko warz richlo”.

W karczmach omawiano najnowsze wieści, politykowano, kłócono się, bito, spiskowano i układano mariaże. Karczmarz niejednokrotnie był oskarżany o dolewanie wody do piwa. Hazard i oszustwa były tu na porządku dziennym, a karczma nierzadko równała szlachcica, który pił w obecności chłopów czy plebana, który smakował piwa w obecności parafian. W statutach Kazimierza Wielkiego karczmy określano jako miejsca podejrzane a świadek przed sądem, który chadzał do karczmy był mniej wiarygodny od tego, który przybytku nie odwiedzał.

Nie tylko rynek i karczmy stanowiły miejsce spotkań towarzyskich. Takim miejscem była także łaźnia miejska. W miastach zawsze znajdowała się łaźnia, a nierzadko, w zależności od liczby mieszkańców – było ich kilka. Kraków w XIV wieku miał przynajmniej 12 łaźni, co świadczyło także o zamożności miasta. Niedaleki Oświęcim w tym czasie dysponował jedynie dwoma. Część z łaźni krakowskich była łaźniami kościelnymi, część miejskimi, dostępnymi dla wszystkich a część była łaźniami prywatnymi. Cztery łaźnie działały ponadto na Kazimierzu. Nierzadko jedną z nich przeznaczano dla ubogich, którzy zwolnieni byli z opłaty łaziebnej. Z takiej łaźni nie korzystali rzecz jasna najzamożniejsi, którzy nie chcieli się mieszać z ubogą warstwą. W mniejszych miastach wyznaczano dni, w których z łaźni mogli korzystać ubodzy, aby nie spotykali się z zamożniejszymi. Rzemieślnicy zrzeszeni w cechu najczęściej szli do łaźni razem, określały to nawet czasem dokumenty cechowe. Określano w nich nawet częstotliwość takich wizyt – najczęściej co dwa tygodnie. W większych miastach, gdzie zakładów kąpielowych było kilka, ten najlepiej wyposażony służył rajcom. Żydzi mieszkający w miastach, mieli swoje łaźnie. Ciekawostką jest fakt, że kobietom zabraniano korzystania z łaźni, kiedy w mieście (nie zna zamku) przebywał król. Trudno powiedzieć jakie podłoże miał ten przepis oraz skąd pochodził. Chcąc zmusić mieszkańców do kąpieli w miejskich łaźniach czasami nawet wydawano ustawy zakazujące kąpieli w domu w beczkach lub baliach.

Łaźnia podzielona była na dwa odrębne pomieszczenia, ścianka dzieląca jednak nie sięgała sufitu, umożliwiając przepływ pary. Pozwalało to ogrzewać jednocześnie obydwa pomieszczenia. W łaźni pełnej pary klienci siadali na drewnianych ławach ,chłoszcząc się brzozowymi witkami i polewając zimna wodą. Dla najzamożniejszych była kąpiel w wannie z gorącą woda w odrębnym pomieszczeniu.

W łaźniach nie tylko czyszczono ciało, ale także można było się ogolić i ostrzyc. Dyżurował tam bowiem zawsze golibroda, czyli balwierz oraz cyrulik. Można zatem było także zasięgnąć porady medycznej. W księgach miejskich odnotowano także zapłaty dla łaziebników za wykonanie drobnych przysług medycznych, jak puszczenie krwi czy stawianie baniek. Wedle ówczesnej medycyny łaźnia miała dobry wpływ na zdrowie odwiedzano ją zatem gromadnie i często. Niektórzy średniowieczni władcy polscy, jak Władysław Jagiełło, zażywali kąpieli dwa razy dziennie, rano i wieczorem. W miastach, które władca często odwiedzał, istniały łaźnie przeznaczone tylko dla rodziny panującego, ale działały one tylko podczas pobytu władcy w danym mieście. Najpewniej odpowiedni łaziebnik wędrował razem z dworem obsługując w razie potrzeby monarszą łaźnię.

Dr hab. Bożena Czwojdrak