Rex ambulans – czyli dlaczego, po co i jak podróżował Kazimierz Wielki
Król w średniowieczu był nazywany „rex ambulans” co oznaczało tyle, że był w ciągłej podróży. Średniowiecze nie znało pojęcia stolicy, tak jak my je rozumiemy dziś.
Główna rezydencja panującego np. Wawel, jak też miasto Kraków, nie były identyfikowane przez współczesnych jako stolica, nawet jeżeli zdawano sobie sprawę, że był to najważniejszy zamek i najważniejsze miasto królestwa. Na zamku krakowskim nie znajdowały stałe siedziby urzędów państwowych w dzisiejszym tego słowa znaczeniu. Oczywiście był skarbiec, w którym trzymano pieniądze, pieczęcie i inne drogocenne przedmioty; był skarbiec katedry krakowskiej, gdzie znajdowały się insygnia koronne; była też kancelaria królewska. Jednak, gdy tylko król wyruszał w podróż, razem z nim opuszczały Wawel pieczęcie, a kanclerz wraz z podkanclerzym i pisarzami zabezpieczali niezbędne podczas podróży zaplecze pisarskie, umożliwiające w każdym miejscu ubranie w formę dokumentu królewskich decyzji. W kancelaryjnym ekwipunku znajdowały się również niezbędne materiały archiwalne, pozwalające w każdej chwili na zweryfikowanie, na królewskie polecenie, spraw z którymi do monarchy zwracali się liczni petenci. Prócz tego warto pamiętać, że poza Małopolską sprawami królestwa i króla zajmowali się starostowie, którzy w imieniu monarchy pełnili zarząd nad określonymi terytoriami. I to oni stanowili tam centrum władzy, zaś król nie pojawiał się bardzo często.
Jednak by móc kontrolować wszystkie najważniejsze sprawy w królestwie i aby poddani mieli poczucie, że monarcha zajmuje się ich sprawami, a wreszcie aby mieć baczenie na lojalność urzędników, król musiał niemal bez przerwy objeżdżać swoje państwo. W dobie rozbicia dzielnicowego w XIII wieku, podróże takie były krótkie i nie aż tak istotne, ponieważ państewka książąt piastowskich miały często niewielki obszar. Kiedy jednak na początku XIV wieku doszło do zjednoczenia Królestwa Polskiego, całkowicie zmieniła się skala i zasięg rządów jednego monarchy. Król musiał – mówiąc kolokwialnie – ogarnąć nie tylko duży obszar państwa, ale także sprawy własnej domeny majątkowej, będącej w różnych dzielnicach w różnym stanie. Musiał zająć się sprawami poddanych z różnych dzielnic, które różniły się ciągle pod względem zwyczaju prawnego, musiał wreszcie podejmować rożne decyzje dotyczące ludzi i spraw w oddalonych nieraz bardzo od siebie miejscach. Najintensywniej podróżującym królem Polski był Władysław Jagiełło.
Ciągłe podróże panującego jednak miały jeszcze jedną ważną funkcję. Król był najważniejszym sędzią w państwie. Władza sądowa zaś należała do grupy najważniejszych prerogatyw panującego; od sposobu jej wykonywania i skuteczności zależał sukces panowania. Monarcha podróżując po swoim królestwie niemal bez przerwy rozsądzał różne sprawy. W każdym miejscu, w którym się zatrzymywał – a podróż nie była tajemnicą – wokół dworu gromadzili się ludzie, chcący za wszelką cenę dostać się przed oblicze króla, aby ten rozstrzygnął angażujące ich sprawy sądowe. To wszystko wymagało organizacji i sprawnego zarządzania, skutkowało więc wyznaczaniem godzin, w których król przyjmował strony i rozsądzał sprawy. Nie były to tylko kwestie sporne, ale także transakcje majątkowe, zatwierdzanie podziałów majątków, zgody na przeprowadzenie lokacji na prawie niemieckim itp. Nie ulega też wątpliwości, że w przypadku pojawiania się króla stawiano przed jego majestatem przestępców, którym groziła kara śmierci, rozbójników, rabusiów i złodziei. Zaangażowanie monarchy w rozstrzyganie spraw jego poddanych, bez względu na ich status społeczny i stanową przynależność, było świadectwem dobrych i sprawiedliwych rządów. Król mógł sądzić wszystkich mieszkańców królestwa bez względu na prawo któremu podlegali, jeżeli tylko nie obejmował ich immunitet sądowy, oddający jurysdykcję w ręce innej osoby. Waga tych spraw spowodowała, że nawet w statutach Kazimierza Wielkiego zawarto ważny zapis informujący o obowiązku nałożonym na wszystkich sędziów ziemskich w królestwie, którzy mieli stawiać się u króla, kiedy tylko przekroczy on granice ziemi, w której dany sędzia urzęduje. Będąc u królewskiego boku mieli oni w imieniu i obecności króla sprawować sądy. Wynikało to z tego, że monarcha nie sądził osobiście, ale będąc obecny podczas rozprawy, prowadzonej przez sędziego i podsędka w otoczeniu asesorów, czynił taki sąd najwyższą możliwą instancją. To majestat króla osobiście obecny na rozprawie stanowił o randze sądu.
Osobną kwestią były trasy podróży i cała związana z tym logistyka. Szybkość podróżowania w średniowieczu była bardzo zróżnicowana. Pojedynczy goniec, poruszający się dzięki rozstawnym koniom mógł w ciągu doby przebyć niemal 100 kilometrów. Jednak chyżość taka nie odnosiła się do przeciętnego orszaku podróżnego, czy to królewskiego, biskupiego, czy możnowładczego. Król mógł podróżować konno, ale ze względu na jego komfortu nie było to konieczne, miał do dyspozycji wozy z wygodnymi siedzeniami. Z podróżującym królem jechały tabory, które nawet jeżeli pozostawały w tyle za samym monarchą, to jednak nie były bardzo oddalone. Podróż na wozie była zawsze wolniejsza niż konno, ale i wygodniejsza. Panującemu towarzyszył zawsze dość liczny orszak złożony z różnego rodzaju dostojników, urzędników, służby, pachołków, rycerzy i wielu innych osób, które chciały uczestniczyć w królewskiej podróży, była to bowiem szansa na dotarcie do monarszego ucha i oka. Stąd przeciętna szybkość podróży nie przekraczała zapewne 30-50 kilometrów na dobę. Wszystko zależało jeszcze od stanu dróg i pory roku. I tak na przykład podróż z Krakowa do Nowego Sącza trwała przeciętnie trzy dni. Jeżeli jednak była to zima, śnieżna i mroźna to poruszano się saniami, które były najszybszym środkiem lokomocji lądowej, oczywiście pod warunkiem, że śnieg nie zasypał całkowicie dróg. Gorzej było podczas deszczów, które powodowały zalania dróg i błoto. Trudno więc było precyzyjnie wyliczyć czas i szybkość podróży. Warto także pamiętać o warunkach geograficznych i ich wpływie na sprawność poruszania się. O ile na terenach płaskich, przy sprzyjających warunkach pogodowych, można było przemieszczać się szybko, o tyle w górach tempo podróży musiało znacznie spaść. Właśnie góry stanowiły barierę, którą trzeba było pokonywać przy każdej podróży do najbliższego sojusznika Kazimierza Wielkiego, czyli Królestwa Węgierskiego.
Bardzo ważną kwestią, która decydowała niejednokrotnie o monarszych podróżach było zakwaterowania króla i jego dworu. Ponieważ nie była to grupa kilkuosobowa, musiano zabezpieczyć odpowiednie zaplecze żywnościowe, noclegowe i w przypadku panującego o odpowiednim standardzie. Król dysponował rozległymi majątkami w całym państwie, jako ich właściciel mógł swobodnie z nich korzystać. W rękach monarchy były liczne zamki, dwory, miasta, w których mógł się zatrzymać i oczekiwać, że będzie podejmowany w odpowiedni sposób. Wyjazdy królewskie były więc najczęściej anonsowane przez posłańców, którzy z wyprzedzeniem informowali rządców, burgrabiów, wójtów i starostów o przybyciu Kazimierza. Nawet jednak w przypadku nagłych podróży, czy konieczności zmiany trasy nikt królowi nie odmówiłby gościny, a monarcha był wstanie pokryć takie koszty. Warto pamiętać, że w czasach Kazimierza Wielkiego rycerstwo nie było powszechnie zwolnione z obowiązku tzw. stacji królewskich, czyli konieczności zadbania o monarchę i jego dwór podczas jego podróży po kraju. Zwolnienia dokonał dopiero Ludwik Węgierski. Prócz tego do dyspozycji władcy stały zazwyczaj dobra zakonne. Liczne klasztory zabiegały o to, aby król otaczał opieką ich zgromadzenia, a wiele z nich było objęte patronatem królewskim. To dawało Kazimierzowi prawo do egzekwowania pewnych zobowiązań: od pożyczania pieniędzy, do goszczenia królewskiego orszaku. W okolicach samego Krakowa król posiadał kilka stale gotowych na jego przyjęcie rezydencji: w Niepołomicach, Łobzowie (dziś dzielnica Krakowa), w Nowym Mieście Korczynie, na zamku w Dobczycach, czy wreszcie w żupach solnych w Wieliczce. Rozsiane po całym kraju zamki dawały panującemu możliwość swobodnego poruszania się po królestwie i godnego sprawowania władzy, zaś rozbudowa infrastruktury za panowania Kazimierza Wielkiego znacznie podniosła możliwości mobilne króla i jego dworu. Na pewno, poza zupełnie wyjątkowymi sytuacjami, król nie nocował w lesie pod namiotem.
Dr hab. Andrzej Marzec