Korona królów

Medycyna w średniowieczu

Człowiek średniowiecza doskonale zdawał sobie sprawę z faktu nierównego potraktowania ludzi przez naturę. W jednej z licznych średniowiecznych encyklopedii, powstałej w wieku XIII w Italii i bardzo popularnej w stuleciu następnym zapisano znamienne słowa o dobrach jakie posiada ludzkie ciało: „Dóbr tych jest sześć – piękność, szlachetność rodu, szybkość, siła, wzrost i zdrowie. To są dobra ciała, które jedni mają w większym stopniu, inni w mniejszym. Są tacy ludzie, którzy bardziej niż inni cieszą się nimi i o nie zabiegają”.

Te dwa zdania świadczą bardzo dobrze o zdrowym rozsądku, który nie był obcy ludziom średnich wieków. Zdrowie należało tak jak i dziś i zawsze do tego dobra cielesnego, które było najcenniejsze. Nie ustawano w dążeniu do poznania przyczyn chorób i sposobów ich leczenia.

„Na przykład, jeśli w kimś jest najwięcej flegmy, nazwiemy go flegmatykiem. Ponieważ flegma jest zimna, wilgotna i jednakiej natury z wodą i zimą, człowiek taki jest powolny, gnuśny, ociężały, wrażliwy na chłód i ospały, nie pamiętający minionych zdarzeń; taka kompleksja właściwa jest starcom. Flegma siedzi w płucach, a wypluwa się ją ustami. Flegmy przybywa w zimie, co wynika z jej natury; dlatego też w tej porze chorują flegmatyczni starcy, za to jest ona dobra dla choleryków i ludzi młodych. Choroby wywołane flegmą są bardzo niebezpieczne w zimie, jak na przykład febra o nazwie gorączka codzienna”.

Nie można trzynastowiecznemu autorowi odmówić szeregu słusznych uwag, które zawarł w swym wywodzie dotyczącym chorób układu oddechowego. Ponadto wyraźnie widać, że anatomia ludzkiego ciała i to także organów wewnętrznych nie była mu obca. Jeżeli zaś zobaczymy co napisał ów encyklopedysta o krwi, żółci i melancholii to ujrzymy człowieka, który całkiem sporo wiedział o słabościach ludzkiego ciała i słabości tych objawach.

„Krew jest ciepła i wilgotna, a mieści się w wątrobie. Przybywa jej wiosną, kiedy to choroby krwi i gardła są szczególnie niebezpieczne; o tej porze roku zdrowsi są starcy niż młodzi, dlatego ci ostatni winni zażywać rzeczy suchych i zimnych. Człowieka, w którym przeważa ta najlepsza ze wszystkich kompleksja (krwi i ciepła), zwiemy sangwinikiem. Sangwinicy są tłuści, weseli, lubiący śpiew, odważni i dobrotliwi. Żółć jest ciepła i sucha, pochodzi z goryczy, a wydala się ją uszami (…) czyni człowieka porywczym, przemyślnym, bystrym, dumnym, lekkomyślnym i zmiennym. Żółci przybywa w lecie, dlatego cholerycy bardziej wtedy chorują. Melancholia to humor, który wielu nazywa czarną żółcią. Jest ona ziemna i sucha, ma swoja siedzibę w śledzionie i jest jednej natury z ziemią oraz jesienią. Dlatego melancholicy są lękliwi, pełni niepokoju i ponurych, złych myśli, nie mogą też dobrze spać. Melancholia wypływa przez oczy; wzrasta ona w jesieni i dlatego o tej porze zdrowie bardziej dopisuje sangwinikom niż melancholikom i bardziej młodym niż starym.”

Można więc powiedzieć, że w wiekach średnich, mimo iż nie rozumiano za bardzo przyczyn chorób, to poprzez inteligentną obserwację potrafiono zaskakująco trafnie rozpoznawać objawy schorzeń i czynniki zewnętrzne, które mogły chorobom sprzyjać.

Inną, ale bardzo ważną sprawą była organizacja opieki medycznej, czyli funkcjonowanie szpitali. Średniowieczny szpital był jednak miejscem, do którego nikt z nas nie chciałby trafić. Ktoś, kto dysponował majątkiem, niekoniecznie bardzo dużym, nie trafiał do miejsc zbiorowej opieki medycznej. Taki człowiek leczył się w domu i to do niego przybywali medycy w celu zaradzeniu chorobie. W najlepszej sytuacji byli ludzie najbardziej majętni i najbardziej wpływowi, czyli królowie, książęta, biskupi i najmożniejsi z mieszczan i rycerstwa. Na królewskim dworze byli stale zatrudnieni medycy, legitymujący się profesjonalnym wykształceniem. W otoczeniu Kazimierza Wielkiego było na pewno dwóch lekarzy, którzy zajmowali się królem podczas jego ostatniej choroby, z której nie byli wstanie go wyleczyć. Znamy nawet ich imiona: magister Mateusz i magister Henryk z Kolonii. Dzięki obszernemu opisowi kronikarza Jana z Czarnkowa, który był świadkiem ostatnich miesięcy życia króla Kazimierza wiadomo, że obaj medycy starali się wpłynąć na upartego króla, żeby poddawał się zalecanym mu kuracjom, ale monarcha nie był wcale posłuszny lekarskim radom:

„Ponieważ jednak wbrew zakazom swoich lekarzy, przez nieumiarkowanie i łakomstwo nie chciał powstrzymać się od rożnych pokarmów, zwłaszcza surowych owoców, orzechów laskowych i innych, przede wszystkim zaś od łaźni, która była mu przez mistrza Henryka z Kolonii, lekarza nadwornego, męża wielkiej sumienności w mieście Sandomierzu surowo zakazana, więc (…) kiedy wyszedł z łaźni zapadł, jak to rzeczony mistrz Henryk przepowiedział, na ciężką gorączkę.”

Ówcześni medycy byli ludźmi, mówiąc współczesnym językiem, po studiach. Najsłynniejszy w Europie uniwersytet kształcący lekarzy znajdował się w południowej Francji w mieście Montpellier. To tam między innymi zdobywał swe umiejętności najsłynniejszy polski lekarz wieku XIV Jan Radlica z Radliczyc h. Korab, który dzięki opinii niezwykle skutecznego medyka został nadwornym lekarzem króla Ludwika Węgierskiego. Monarcha zachwycony wynikami leczenia uczynił z Jana najpierw kanclerza Królestwa Polskiego, a potem osadził go na biskupstwie krakowskim. Z innego przekazu kronikarskiego wiadomo, że biskup uczestniczył kiedyś w posiłku wraz kilkoma znajomymi osobami i wszyscy bardzo się struli. Zatrucie było tak poważne, że uczestnicy biesiady zaczęli umierać. Przeżył tylko biskup, który poddał sam siebie skutecznej terapii. Nakazał mianowicie sługom przywiązać się za nogi do sufitu i tak długo okładać kijem brzuch, aż zwrócił całą jego zawartość.

Choroba nierzadko ciężka i śmiertelna mogła też być powodem drwin i potępienia. Taki los spotkał biskupa poznańskiego Mikołaja z Kórnika, który został bardzo negatywnie sportretowany przez Jan z Czarnkowa. Byli oni zaciętymi wrogami politycznymi i kiedy Mikołaj oddał ducha Jan w swojej Kronice nie omieszkał skomentować jego zgonu:

„W ciągu więcej niż dwóch lat cierpiał on na chorobę raka w częściach płciowych, to go jednak, pomimo zakazu lekarzy, nie powstrzymywało od spółkowania z dziewczętami, aż dopóki nie zaczęła go dobrze trząść febra czawartaczka, która już go odtąd nie porzuciła.”

Znacznie gorzej było z ludźmi ubogimi. Nie było przecież żadnego NFZetu, kas chorych, a nawet prywatnych przychodni. Na wsi i w małych osadach leczono się zazwyczaj znachorskimi metodami i wiadomo było, gdzie w okolicy szukać, czy to kobiety, czy mężczyzny, który wiedział jak zaradzić chorobom. Nieraz było to bardziej zielarstwo, a innym razem szamaństwo. Dość istotnym elementem służby zdrowia byli w średniowieczu kaci, którzy dzięki swym umiejętnościom i przede wszystkim znajomości anatomii ludzkiego ciała, nieraz byli wstanie zaradzić różnym dolegliwościom, a przede wszystkim zaś opatrywali i zszywali rany. Potrafili fachowo ocenić szkodliwość doznanej kontuzji. Ponadto mając styczność ze zwłokami i narzędziami zadawania śmierci i cierpień, byli dostarczycielami przeróżnych produktów służących do wykonywania tajemnych mikstur i proszków o rzekomo leczniczym charakterze. Zdarzało się więc, że zgłaszano się do katów w celu zaleczenia różnych schorzeń.

Miejscami, gdzie opieka medyczna zaczęła nabierać zorganizowanego kształtu stały się miasta, które od wieku XII weszły w fazę bardzo dynamicznego rozwoju. Wraz z rozwojem miast problemem stało się duże nagromadzenie ludzi na niewielkim obszarze, co od razu zaczęło generować choroby. Dodatkowym problemem było to, że większość mieszkańców żyła bardzo biednie, a więc i warunki higieniczne pozostawiały bardzo wiele do życzenia. Fosa często była zanieczyszczona odpadkami, ulice z rynsztokami pełnymi ścieków, albo wręcz brak porządnych rynsztoków i tylko pełne nieczystości błoto, na które narzucone były drewniane kłody, po których chodzono. W tych warunkach koniecznością stawało się zorganizowanie miejsc opieki nad chorymi i biednymi ludźmi, których pozostawienie samym sobie mogło doprowadzić do niekontrolowalnej epidemii. W sukurs miastom przyszły instytucje kościelne, które zdominowały organizacje przytułków i szpitali. W wieku XII wraz z dynamicznym wzrostem popularności wypraw krzyżowych zaczęły powstawać bractwa zajmujące się opieką nad krzyżowcami i pielgrzymami udającymi do Ziemi Świętej, a potem w ogóle nad podróżującymi. Bractwa te szybko zaczęły przyjmować formę zakonów rycerskich, ponieważ prócz opieki nad chorymi trzeba było nieraz bronić ich przed niebezpieczeństwami. Najsłynniejszy w Polsce zakon rycerki czyli krzyżacy, okryty tak niechlubną pamięcią, nosi do dzisiaj nazwę: Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie (Ordo fratrum domus hospitalis Sanctae Mariae Theutonicorum in Jerusalem). O ile jednak krzyżacy zajęli się w Polsce czymś zupełnie innym niż leczenie ludzi, to pojawił się cały szereg innych mniej znanych zakonów krzyżowych, których medyczna posługa była bardzo ważna. Jednym z nich był zakon Duchaków, czyli Zakon Kanoników Regularnych od Świętego Ducha, (Ordo Fratrum Canonicorum Regularium Sancti Spiritus de Saxia), wywodzący się z Francji z Montpellier i powstały ok. 1180 roku. To właśnie Duchacy stali się podporą opieki zdrowotnej w Krakowie średniowiecznym. Sprowadził ich do miasta w początkach wieku XIII biskup Iwo Odrowąż i oddał na ich potrzeby kościół św. Krzyża. Do dzisiaj można udać na Plac św. Ducha, przy którym ów kościół stoi, zaś na placu stał jeszcze w XIX wieku gotycki szpital. Doświadczenie i sprawność zakonów rycerskich prowadziła do tego, że w miastach często przejmowały one istniejące pod miejską kuratelą lokalne bractwa i świeckie zgromadzenia zajmujące się pomocą chorym i ubogim.

Szpitale miejskie prowadzone przez zakony osiągał niejednokrotnie całkiem dobrą i porządną organizację. Wszystko zależało od dobrej woli władz miasta i wspierania finansowego lecznic oraz od majątku jakim dysponował sam zakon. Niektóre z zakonów wytworzyły żeńskie linie, zajmujące się opieką nad kobietami. Dobrze zorganizowane szpitale zatrudniały świeckich pielęgniarzy, kucharzy, pomocników, a nawet zawodowych medyków i chirurgów. Sam szpital był zorganizowany tak, że chorzy mieli w miarę możliwości dostęp do świeżej wody oraz do nabożeństw, tak więc sale z podopiecznymi miały bezpośredni dostęp do kaplicy. Wszyscy leżeli raczej we wspólnych salach, podzielenie ze względu na płeć. Dopiero w późnym średniowieczu zaczęto dostrzegać korzyści płynące z izolacji chorych i tym samym nie rozprzestrzeniania się niektórych infekcji. Szpital Joannitów na wyspie Rodos miał nawet systemy wentylacyjne, mające zapewnić świeże powietrze w salach z chorymi. Budynki stawiano zazwyczaj na obrzeżach miast, tak było w Krakowie, co potwierdza dokument kasztelana krakowskiego Spytka z Tarnowa z roku 1339, który przekazał miastu kamienicę, którą sam wymurował przy ulicy Szpitalnej, koło murów miejskich. Zaznaczył przy tym, że kamienica ma zostać wykorzystana na potrzeby chorych.

Chorym zapewniano przede wszystkim dach nad głową, wyżywienie i opiekę duszpasterską. W szpitalach przebywali prócz rzeczywiście chorych, także zniedołężniali, kalecy i wszyscy niezdolni do samodzielnego życia. Stąd szpitale były w dużym stopniu bardziej przytułkami niż lecznicami. Standard roztaczanej nad nimi opieki wynikał też z zamożności. Ci którzy mieli jakieś zasoby oddawali ja zakonowi w zamian otrzymując wikt i opierunek. W krakowskim szpitalu św. Ducha na śniadanie w połowie XVI wieku podawano chleb i piwo, zaś we Wrocławiu w 1337 roku ustalono, że podopieczni szpitala joannickiego będą dostawali w niedzielę, wtorek i czwartek na obiad mięso i dwie jarzyny, zaś pozostałe dni śledzie, inne ryby lub jajko. Jedynymi, którzy nie mogli znaleźć opieki w szpitalach byli trędowaci. Dla nich organizowane zupełnie odizolowane od innych leprozoria. Szpitalna działalność zakonów skutkowała także gromadzeniem licznej literatury medycznej, do której zaliczano tez pozyskane za pośrednictwem Arabów traktaty medyczne Awicenny. Gromadzono dzieła starożytnych filozofów jak dzieła Hipokratesa i Galena, ale także liczne średniowieczne traktaty najlepszych szkół medycznych w Salerno i Montpellier.

Dr hab. Andrzej Marzec