Korona królów

Sądownictwo i porządek publiczny, czyli w jaki sposób wymierzano sprawiedliwość?

Monarcha sprawiedliwy sędzia to jeden z najważniejszych toposów średniowiecznego świata. Każdy cesarz, król i książę, jeżeli chciał zyskać szacunek i poważanie u poddanych, musiał dobrze radzić sobie z wymiarem sprawiedliwości. A jeżeli nie umiał zaradzić problemom z tym związanym to albo musiał dobrze udawać, że sobie radzi, albo miał poważne kłopoty z utrzymaniem władzy.

Świadectwem wagi jaką przywiązywano do kwestii bezpieczeństwa publicznego i sprawiedliwych sądów są średniowieczne kroniki, często konstruowane jako swego rodzaju panegiryki na cześć wybranych monarchów, których opisywano jako władców idealnych, potrafiących zapewnić poddanym życie spokojne i bezpieczne. Tak był przedstawiony w Kronice Anonima zwanego Gallem Bolesław Chrobry, którego znakomite cnoty, w tym sprawiedliwość i łaskawość były pokazane jako wzór do naśladowania dla głównego bohatera Gallowej Kroniki, czyli Bolesława Krzywoustego. Podobnie mistrz Wincenty zwany Kadłubkiem przedstawił postać swego ukochanego księcia Kazimierza Sprawiedliwego, którego przydomek już nawiązywał do najważniejszej cechy prawdziwego władcy.

W czasie kiedy w bólach jednoczyło się rozbite królestwo, silna i sprawiedliwa władza stawała się coraz bardziej oczekiwanym dobrem. O roku 1288 do 1314 ziemie polskie były co rusz wstrząsane wojnami, za którymi szło rozprzężenie stosunków społecznych, chaos, a w konsekwencji rabunki, napady i zniszczenie. Władcą, który w tym czasie pokazał wartość silnej i stabilnej władzy monarszej był król czeski Wacław II z dynastii Przemyślidów, który w latach 1292 – 1305 władał ziemiami krakowską i sandomierską, czyli Małopolską. Zdołał on w tym czasie, dzięki zainstalowaniu w Krakowie starosty dysponującego szerokimi uprawnieniami i niezależnością w od lokalnych elit, zaprowadzić spokój i zniwelować rozboje, napaści i wszelakiego rodzaju gwałty. Jednak Wacław nie przywiązywał szczególnej wagi do polskich ziem i mimo że został w jesieni 1300 roku królem Polski, pozostawała ona na uboczu jego politycznych działań. Zostało to przez Polaków dostrzeżone i bardzo się elitom rycerskim nie podobało. Kiedy w roku 1305 Wacław zmarł przedwcześnie do Polski ponownie wkroczył chaos i wojenne niepokoje. Wielkopolska została zajęta przez księcia Henryka głogowskiego, zaś do Małopolski wrócił Łokietek. Podręcznikowa wiedza sugeruje nam obraz dość klarowny: Władysław Łokietek walczy o zjednoczenie królestwa i gdzie tylko się pojawia, tam zaprowadza porządek i spokój. Jego syn Kazimierz Królestwo umocnił, rozszerzył granice, kochał chłopów, wymurował zamki i co najważniejsze ogłosił statuty i bezwzględnie rozprawiał się z rozbójnikami i rabusiami. Tymczasem przez długie lata Łokietkowego panowania książę, a potem król nie umiał sobie skutecznie poradzić z zaprowadzeniem w kraju porządku i bezpieczeństwa.

Wynikało to nie tylko z faktu, że rozbójnicy grasowali i byli bezkarni, bo książę nie miał czasu ani środków żeby się z nimi rozprawić, ale także z tego, kim byli rozbójnicy. Największym problemem było to, że łamanie prawa stało się sposobem na życie wielu rycerzy, a nawet tych spośród nich, którzy należeli do elity politycznej i pełnili nieraz wysokie urzędy. Jeszcze przed koronacją królewska Łokietka, wiosną 1319 roku musiał książę rozstrzygać spór między opatem tynieckim Michałem a podkomorzym sandomierskim Jakubem ze Żmigrodu h. Bogoria, który wtargnął i zagarnął zamek klasztorny Golesz (koło Jasła) oraz związane z tym zamkiem wsie. Książe nakazał bezwzględny zwrot majątku klasztorowi. Wyrok został spisany w formie dokumentu, w którym książę kazał napisać, że czyni zadość krzywdzie opata Michała i czyni to nie tylko dlatego, że podkomorzy był winny, ale żeby inni mieli to za przykład bezwzględnej walki księcia z bezprawiem. Jednak mimo tak zdecydowanej postawy monarchy Jakub ze Żmigrodu nie zamierzał w żaden sposób respektować książęcego wyroku. Dopiero w lipcu 1320 roku, a więc już po koronacji Łokietek ponownie przymusił możnego rycerza do odstąpienia zajętych dóbr, a ponadto zobowiązał trzech innych wysokich dostojników, aby poręczyli za swego kolegę i w razie nie wypełnienia przez niego wyroku zapłacili karę. Już ten jeden przykład pokazuje jak duże musiały być problemy króla świeżo zjednoczonego królestwa, nad którym stale wisiała groźba wojen i niepokojów.

W zawierusze początków XIV stulecia nic nie było tak oczywiste i proste, jak to oświetlają napisane współcześnie podręczniki. W roku 1316 doszło do zawarcia porozumienia między kłócącymi się między sobą braćmi, stryjem i jego synem. Byli to młodzi jeszcze wówczas rycerze rodu Bogoria, a wśród nich przyszły arcybiskup Jarosław. Doszli oni do porozumienia w kwestiach majątkowych, ale co ciekawe w dokumencie, który spisali w celu zatwierdzenia tego porozumienia, znalazły się dwie bardzo ciekawe informacje. Pierwsza to taka że wspólnie zajmą się szkodami, które poczynili ich przyjaciele Węgrzy, a druga to taka że będą wspólnie trzymać się razem i występować solidarnie przeciw wszystkim z wyjątkiem księcia Władysława Łokietka. Pierwsza z tych informacji pokazuje, że pomoc węgierska dla Łokietka szła także dzięki prywatnym kontaktom możnych małopolskich z ich kolegami zza Karpat i nie była kontrolowana przez panującego, a co za tym idzie czynić mogli przybysze różne, często uciążliwie szkody. Druga zaś pokazuje, że społeczność rycerska nie tworzyła zgranego stanu, który solidarnie wspierał władcę w walce o zjednoczenia państwa. Rycerstwo niejednokrotnie walczyło między sobą, tocząc prywatne wojny i stąd ten fragment o wspólnym trzymaniu się razem Bogoriów. Najwyraźniej potrzeba im było tego, bo zagrażać im mogli inni, dybiący na ich majątki i dobra. Za tym wszystkim kryła się przemoc i niejednokrotnie brutalna siła. O tym że czasy Łokietkowe nie należały do spokojnych i jako spokojne nie były odbierane przez poddanych, świadczy jeszcze zeznanie złożone w procesie polsko-krzyżackim w roku 1339. Jeden ze świadków wspominając że książę Władysław był panem na Pomorzu Gdańskim zaznaczył, że: Wladislaus non errat bonus justiciarius et multa damna, iniurie et oppresiones fiebant in dicta terra Pomoraniae (…) Wladislaus nolebat dictos excessus corrigere, nec iusticiam facere de malefactores in eadem (Władysław nie był dobrym justycjariuszem i wiele szkód i nieprawości działo się na Pomorzu. Władysław nic nie robił żeby to ukrócić i czynić sprawiedliwość). Takie zeznanie bez wątpliwości oskarża Łokietka o to, że zaniedbywał pilnowania porządku publicznego, nie chciał ścigać, ani karać przestępców i że był złym justycjariuszem, czyli nie wypełniał podstawowej roli dobrego władcy – stania na straży praworządności.

Wymiar sprawiedliwości w Polsce oparty był na powstałych w wieku XIII książęcych sądach nadwornych, które w imieniu panującego procedowały, wydając wyroki w różnych sprawach. Książę był najwyższym sędzią i do niego należała pełnia władzy sądowniczej. Oprócz tego w wieku XIII, a także w stuleciu XIV, czyli w dobie panowania Kazimierza Wielkiego istniały jeszcze, słabnące z biegiem czasu, uprawnienia sądowe kasztelanów i wojewodów. W zjednoczonym królestwie istniał więc niespójny do końca wymiar sprawiedliwości oparty o kilka nakładających się na siebie czynników. Z jednej strony król, jako najwyższy sędzia i jego bezpośredni reprezentanci: sędziowie ziemscy, starostowie, wielkorządca generalny ziem krakowskiej i sandomierskiej. Równocześnie funkcjonowały dawne uprawnienia kasztelanów i wojewodów, chociaż były stopniowo likwidowane. Ponadto osobnym wymiarem sprawiedliwości posługiwały się miasta, które opierały swoje sądy na prawie miejskim, zwanym u nas prawem niemieckim. Cały ten skomplikowany układ był dodatkowo wzbogacony jeszcze osobnym systemem sądowym Kościoła, w którym obowiązywało prawo kanoniczne, odnoszące się do duchownych. Wreszcie w wieku XIV już dość znaczna część majątków rycerskich i kościelnych była objęta immunitetem sądowym. Co to oznaczało? Ano oznaczało to tyle, że ludzie mieszkający w dobrach jakiegoś rycerza, który dysponował owym immunitetem, byli sądzeni przez tegoż rycerza, jako swego pana – był to tzw. sąd patrymonialny. Komplikacje instytucjonalne, różnorodność praw według których sądzono w średniowieczu była znaczna, ale nie było to nic szczególnie dziwnego, bo na tym polegała specyfika tej epoki.

Sądownictwo oczywiście obejmowało wszystkie sprawy, które przed sądami mogły się toczyć, a więc nie tylko przestępstwa, ale w dużej mierze spory majątkowe, zatwierdzanie kupna i sprzedaży dóbr ziemskich, podziały majątków po śmierci rodziców, wyznaczanie wiana i posagu przy okazji ślubu itp. Sprawy rozbójników, złodziei, zabójców, czyli szerzej sprawy kryminalne leżały jednak na sercu Kazimierzowi Wielkiemu bardzo. Zdawał on bowiem sobie doskonale sprawę, że bardzo zła jest dla króla opinia, mówiąca że nie radzi sobie z zapewnieniem bezpieczeństwa poddanym. Ciągnąca się za Łokietkiem zła fama o tym, jak nie radził sobie ze zbójami, pozostawała żywa mimo jego usilnych starań, aby zatrzeć złe wrażenie. Sprawy kryminalne podlegały jurysdykcji przede wszystkim sądów starostów, którzy na podległym sobie obszarze dysponowali infrastrukturą królestwa, czyli w tym wypadku zamkami, stacjonującymi tam załogami i wszystkimi ludźmi, którzy w dobrach królewskich, czyli na ziemi podległej staroście pracowali. W ziemiach krakowskiej i sandomierskiej, gdzie nie było starostów, część funkcji sądowych w sprawach kryminalnych przejął wielkorządca generalny, ale przede wszystkim sam król. Kazimierz Wielki oczywiście nie zajmował się osobiście wydawaniem wyroków na złapanych rozbójników czy złodziei, ale miał do tego celu odpowiednich ludzi. Podstawową rolę pełnili sędzia krakowski i podsędek, którzy stali na czele sądu ziemskiego krakowskiego, zajmującego się w imieniu króla przede wszystkim sprawami majątkowymi rycerstwa. Jednak z racji pełnienia funkcji sędziowskich, zarówno sędzia, a od pewnego momentu podsędek, zajmowali się sprawami do których wezwał ich król. Sąd ziemski istniał w każdej dużej ziemi (krakowskiej, sandomierskiej, poznańskiej, łęczyckiej, sieradzkiej itp.), ale krakowski sąd był najbliżej króla i siłą rzeczy stawał się najważniejszy. W statutach króla Kazimierza, zarówno tych dla Wielkopolski, jak i Małopolski zapisano wyraźnie, że jeżeli król pojawiał się w którejś z ziem królestwa, to tamtejszy sędzia i podsędek mają obowiązek stawić się przed królem, aby w czasie jego pobytu w danej ziemi sprawować w imieniu monarchy sądy. W pewnym momencie w latach pięćdziesiątych wieku XIV król zdecydował o powołaniu sądu nadwornego, który nie był tożsamy z ziemskim, ale znajdował się przy królu i był do królewskiej dyspozycji stale. Na jego czele stanął właśnie podsędek krakowski, który miał też tytuł „iudex curiae”, czyli sędzia dworu. W miastach te same sprawy były rozstrzygane przez sąd rady miejskiej, przez sądy ławnicze, czy wreszcie przez sądy wójtowskie. Kwestie porządku publicznego w mieście Krakowie spadały na barki wójta sądowego, który musiał dbać, by łapać złodziei, pacyfikować awantury i uśmierzać bójki i burdy. Sprawy zagrożone karą śmierci były oczywiście rozpatrywane przez radę miasta, jako najwyższą władzę, tak jak poza miastem prawo to przysługiwało sądom królewskim.

Jednak same sądy i ich działanie w sprawach kryminalnych nie mogłoby mieć miejsca, gdyby nie istniał jakiś system łapania przestępców. Ta wielce pożyteczna działalność jest dla nas dzisiaj jednak okryta mgłą niejasności, ponieważ z czasów Kazimierza Wielkiego nie zachowało się zbyt dużo przekazów na ten temat. Na pewno nie było żadnego jednolitego systemu o policyjnym charakterze. System był mocno zdecentralizowany i zależał w dużej mierze od chęci i woli lokalnych zarządców terytorialnych. To znaczy od kogo? Już wyżej była mowa o starostach i podległych im zamkach, o wielkorządcy, który zarządzał królewskim majątkiem. Królewska jurysdykcja kryminalna rozciągała się nad wszystkimi obszarami królestwa z wyjątkiem tych, które objęte były immunitetem sądowym. To powodowało, że w zakresie tej jurysdykcji były wszystkie drogi publiczne, lasy (gdzie obowiązywało królewskie regale łowieckie), obszary niezamieszkałe – jednym słowem bardzo rozległe tereny. W związku z tym każdy starosta królewski, np. na Kujawach, który obsadzał swoimi ludźmi (burgrabiami) podległe mu zamki, zobowiązywał ich do pilnowania publicznego porządku i łapania kryminalistów na terenie, który podlegał takiemu zamkowi. Jeżeli nie było zamku, ale był duży klucz dóbr królewskich, zarządzanych z jakiegoś dużego folwarku przez rządcę, to tenże rządca był najczęściej zobowiązany do zapewnienia porządku publicznego na obszarze i w okolicy zarządzanych przez siebie dóbr królewskich. Ludzie tacy jak burgrabiowie zamkowi, czy rządcy posiadali w związku z tym jakiś zakres uprawnień sądowych i policyjnych, przynajmniej w sprawach bardziej pospolitych przestępstw. W sprawach zagrożonych kara gardła musieli oddawać złapanych w ręce ludzi, którzy odprowadzali takich przed królewski trybunał. Taki system był jeszcze wówczas nieco rozbijany przez stare uprawnienia kasztelanów i wojewodów, którzy posiadali jeszcze jakieś resztki swoich dawnych kompetencji sądowych. W wieku XIV kasztelanowie i wojewodowie byli nierzadko bardzo wpływowymi w królewskim otoczeniu dostojnikami, ale to nie wynikało z uprawnień ich urzędów tylko z politycznego klucza ich obsady (król mianował ważnych i możnych rycerzy). Potęga tychże urzędów, w zakresie władzy sądowej, przypadała na czas przed pojawieniem się immunitetu (wiek XII i pierwsza poł. XIII). W monarchii Kazimierza Wielkiego kiedy immunitet w dobrach prywatnych był już rozpowszechniony w rękach tych urzędników były już tylko relikty dawnych uprawnień. Oprócz tego na zwykłych poddanych spoczywał obowiązek ujawniania i ścigania każdego zauważonego przestępstwa. Jak to wyglądało? Była to tzw. instytucja krzyku (vox, clamor). Jeżeli ktoś we wsi zauważył, że inny ktoś dokonuje przestępstwa, to miał obowiązek podnieść krzyk i zwołać innych w celu ścigania i złapania winnego. Jeżeli mimo pogoni nie udało się go złapać, to krzyk winien być przekazany do następnej wsi, aby podjęto pościg, zanim zjawią się ludzie króla, starosty, czy tez burgrabiego. Krzyk był określonym hasłem, które było powszechnie przyjęte jako sygnał, że dzieje się coś złego (to mógł być też pożar, atak wilków itp.).

Król i starostwie dysponowali jednak jeszcze innymi ludźmi, zajmującymi się można powiedzieć koordynacją działań o policyjnym charakterze, skierowanych przeciw przestępcom. Byli to justycjariusze, czyli ludzie mający pilnować praworządności. W języku polskim nazywano ich nieco mniej subtelnie – oprawcy. Oprawca był człowiekiem zawodowo zajmującym się łapaniem przestępców kryminalnych i prowadzeniem dochodzenia w ich sprawie. Miał zapewne do dyspozycji grono ludzi mu pomagających, swoich zastępców różnych ważniejszych zamkach, czy ośrodkach administracyjnych królestwa, którzy współpracowali z tamtejszymi burgrabiami i rządcami. W ziemiach krakowskiej i sandomierskiej, czyli w Małopolsce oprawca podlegał królowi i można tylko podejrzewać, że w imieniu monarchy kontrolował go wielkorządca. W innych ziemiach justycjariusze podlegali starostom. Polska określenie oprawca wynikało zapewne z uprawnień tego człowieka do stosowania tortur i kar fizycznych na przesłuchiwanych przestępcach. Nie można też wykluczyć, że ludzie podlegli oprawcy, albo on sam mogli wykonywać wyroki śmierci, jeżeli nie było w pobliżu miejskiego kata.

Można podać przykłady pokazujące dynamikę tych zjawisk. W Statucie króla Kazimierza dla Wielkopolski został zamieszczony zapis, na pewno na prośbę rycerstwa, że każdy kto zostanie oskarżony o kryminalne przestępstwo, ale zdoła się schronić pod opiekę wojewody (czy to poznańskiego, czy kaliskiego) to ma gwarancje 6 tygodni azylu i ludzie starosty nie mogą go aresztować. To jest bardzo wyrazisty przykład ujawniający nam dwie ważne niezwykle sprawy: pierwszą jest uznanie przez króla resztek uprawnień wojewody w sprawach sądowych; druga to że w Wielkopolsce musiał być znaczny problem z przestępczością w gronie samego rycerstwa, skoro tak bardzo zabiegano o tę wojewodzińska ochronę, dającą szansę na wycofanie oskarżeń, lub uzyskanie królewskiej łaski. Innym przykładem może być sprawa działania sądu nadwornego w Krakowie. W roku 1366 mieszczanie z Lelowa przyszli do sędziego nadwornego Andrzej z Wawrowic h. Sulima i oskarżyli kmieci pewnych wsi o napaść, rabunek i pobicie na drodze publicznej. Sędzia kazał ich zatrzymać i o sprawie dowiedzieli się dziedzice wsi, z których pochodzili kmiecie. Przyszli wtedy do króla i powiedzieli, że sędzia królewski nie może sądzić tych chłopów, bo oni ich dziedzice mają pełny immunitet sądowy i jeżeli mieszczanie lelowscy chcą dochodzić sprawiedliwości to muszą się zwrócić do nich. Król musiał uznać to prawo i odesłał mieszczan do owych rycerzy.

Tak zarysowany system walki z przestępczością został stworzony w monarchii Kazimierza Wielkiego. Nie był doskonały, ale najwyraźniej był na tyle wydolny i skutecznie zarządzany, że w opinii potomnych czasy Kazimierzowskie uchodziły za okres spokoju i bezpieczeństwa. Szczególnie mocno podkreślał to kronikarz Jan z Czarnkowa, przeciwstawiając porządek i spokój czasów Kazimierza rozprzężeniu i rozbojom czasów Ludwika Węgierskiego.

Dr hab. Andrzej Marzec