Korona królów

Rycerstwo w czternastowiecznej Polsce. Jak funkcjonowało i dlaczego się buntowało?

Z Królestwem Polskim istniejącym w wieku XIV nierozerwalnie wiążą się dwa słowa: rycerstwo i szlachta. Skojarzenie to jest jak najbardziej słuszne, ponieważ nie ulega wątpliwości, że grupa społeczna nazywana szlachtą odgrywała wówczas, jak i w następnych stuleciach decydującą rolę w państwie. W czasie kiedy Królestwo Polskie jednoczyło się po długim okresie rozbicia dzielnicowego, a więc w latach panowania Władysława Łokietka i Kazimierza Wielkiego, rycerstwo polskie także precyzowało swoją stanową tożsamość.

Społeczeństwo późnośredniowiecznej Polski oparte było o strukturę stanową, którą najprościej określić można jako podział społeczności różniącej się między sobą przede wszystkim prawem według którego funkcjonowały. I tak, duchowieństwo kierowało się i podlegało regułom prawa kanonicznego; mieszczanie podlegali prawu miejskiemu, zwanemu potocznie prawem niemieckim; rycerstwo zaś kierowało się zasadami zwyczajowego prawa polskiego, zwanego już wówczas prawem ziemskim. Nieco inna była sytuacja chłopów, czyli kmieci, którzy podlegali takiemu prawu, na jakim zorganizowana była wieś, w której żyli. Mogła to być wieś lokowana na prawie niemieckim, bądź wieś opierająca swą egzystencję o dawne prawo polskie.

Tak więc rycerstwo-szlachta była to jedna z podstawowych grup społecznych tworzących społeczeństwo Polski w wieku XIV. Jednak to, że uznajemy rycerstwo za odrębny stan nie wyjaśnia jeszcze w żaden sposób jak rycerze-szlachcice funkcjonowali w życiu codziennym i według jakich reguł budowali wzajemne relacje i zależności. Sprawa jest o tyle ciekawa, że akurat rycerstwo w Królestwie Polskim funkcjonowało w dość oryginalny sposób w stosunku do swoich kolegów z krajów sąsiednich. Dotyczy to w pierwszym rzędzie szczególnego zjawiska społecznego jakim były rody rycerskie. Nie można ich utożsamiać z rodziną, nie można ich utożsamiać z nazwiskami (których wówczas jeszcze nie było), co najwyżej można je utożsamiać z herbem. Dlaczego rody są takie ważne? Ponieważ to przynależność do nich dawała rycerstwu poczucie pełnej tożsamości stanowej. Rody opierały się na dwóch filarach: pierwszym było przekonanie o wzajemnym pokrewieństwie między członkami rodu; drugim przekonanie, wynikające z pierwszego, o pochodzeniu wszystkich rodowców od jednego wspólnego przodka. Rody więc były społecznymi tworami znacznie przekraczającymi wielkością zwykłe rodziny, nawet wielopokoleniowe. Duże rody rycerskie mogły skupiać kilkanaście rodzin, często spokrewnionych ze sobą w bardzo dalekim stopniu. Jednak świadomość rodowa była faktem bezspornym, o czym świadczą przede wszystkim herby.

Herby są jednym z najbardziej rozpoznawalnych atrybutów szlachetnie urodzonych. Były znakami nie tylko monarchów i rodzin dynastycznych, ale w największym stopniu właśnie rycerstwa i szlachty. Herby zaczęły być masowo używane przez polskich rycerzy dość późno, bo dopiero w ostatnim trzydziestoleciu wieku XIII, a tak naprawdę na przełomie stuleci XIII i XIV. I co bardzo ciekawe, to właśnie pojawienie się znaków herbowych najbardziej pomaga nam, współczesnym, zaobserwować istnienie rodowych struktur rycerstwa. Dlaczego tak się dzieje? W Europie Zachodniej, w realiach klasycznego feudalizmu, herb był znakiem, którym posługiwał się ojciec rodziny, a dziedziczyć mógł go, w raz z majątkiem, najstarszy syn. Młodsi synowie musieli znak ojca uszczerbić, czyli go odmienić, najczęściej coś do tego znaku dodając. Tym samym liczba herbów rosła bardzo szybko i ich różnorodność była ogromna. Tymczasem w Polsce herby zostały przyjęte przez rycerstwo w czasie, kiedy rodowe wspólnoty już istniały. Poskutkowało to tym, że herb stał się znakiem rodu, a nie rodziny i nie ulegał zmianom. Wszyscy członkowie jednego rodu używali jednego herbu. Godło na tarczy stawało się znakiem rozpoznawczym przynależności do rycerskiego rodu.

Widać to w serialu, gdzie o Spytku z Melsztyna mówi się Leliwita, co jest odniesieniem do jego rodowej i herbowej tożsamości. Podobnie kiedy na dwór królewski przybywał Grzegorz Nekanda to szeptano, że Toporczyk na dworze. Nazwano go Toporczykiem, bo należał do jednego z największych rycerskich rodów w Polsce, zwanego Toporami, bądź jak dawniej mówiono Toporczykami, którzy mieli w herbie właśnie znak topora. Ukochana Nekandy Bożena z Tęczyna, była przecież wdową po kasztelanie krakowskim Nawoju z Morawicy, również pieczętującym się herbem Topór. Był więc Nekanda rodowcem pierwszego męża Bożeny. Nie oznacza to jednak, że byli bliskimi krewnymi, ale ich rodziny łączyły jakieś genealogiczne więzy i przede wszystkim poczucie wspólnego pochodzenia. Także inni bohaterowie serialu, o ile są to postaci prawdziwe, miały swoje rodowe zaczepienie. I tak podczaszy Idzi, który rzeczywiście działał na dworze królewskim, co prawda z urzędem cześnika, należał do grona rodowców samego kanclerza krakowskiego Zbigniewa ze Szczyrzyca i pieczętowali się obaj herbem Drużyna. Pełka, ojciec Cudki należał do rodu Półkozów, zaś archidiakon krakowski i potem arcybiskup gnieźnieński Jarosław Bogoria był, jak wskazuje jego przydomek, członkiem rodu Bogoriów. Wreszcie jeden z najbardziej wyrazistych bohaterów serialu, biskup krakowski Jan Grotowic pieczętował się herbem Rawicz. Nawet fikcyjna postać Mikołaja Ligęzy nawiązuje do rycerskiej familii zwanej przydomkiem Ligęza i używającej herbu Półkoza. Czyli byłby Mikołaj współrodowcem Pełki i jego córki Cudki. Nie było więc w gruncie rzeczy w życiu publicznym ludzi, którzy pochodząc z rycerstwa, nie należeliby do jakiejś rodowej wspólnoty. Jednak rodowe wspólnoty mogły się od siebie znacząco różnić, wielkością, zwartością i bogactwem.

Co wynikało z tych wszystkich czynników i zależności? Przede wszystkim rody rycerskie tworzyły ramy, w których toczyło się polityczne, społeczne i ekonomiczne życie rycerstwa. Małżeństwa zawierano zazwyczaj między przedstawicielami różnych rodów, co skutkowało nieformalnymi więzami sympatii, sojuszy i wzajemnego wspierania. Zawieranie umów małżeńskich niejednokrotnie pozawalało budować wielkie fortuny możnowładcze, ale też potrafiło doprowadzić do zubożenia rodziny, która w posagu np. musiała oddać znaczącą cześć dóbr. Na co dzień oczywiście bliższe relacje zaistniałe przez małżeństwo dotyczyły węższych kręgów rodzinnych, ale łatwo rozszerzały się na dalszych krewnych i współrodowców. Miało to znaczenie w dużej mierze w sytuacjach kiedy należało wesprzeć rodowca, bądź np. powinowatego z rodu żony, w staraniach o urząd, bądź kościelne beneficjum. Wtedy uruchamiały się kontakty krewniaków i współherbowców na królewskim dworze, czy też w kurii biskupiej. W serialu pokazano tego typu zjawiska, kiedy to kanclerz Zbigniew protegował na dworze swoją krewną Machnę ze Szczyrzyca, która napytała sobie biedy nierozważnymi miłostkami z królem. Także Piotr Szafraniec, następca Ligęzy na urzędzie marszałka dworu został wprowadzony do grona urzędników przez zapobiegliwość Jana Jury, z którym miał być związany przez dalsze związki rodzinne. W rozmowie którą prowadził z kanclerzem poruszono jeszcze, jako argument za jego kandydaturą, jego rodzinne powiązania z Toporami z Tęczyna. Także wielka kariera wpływowego kanclerza Janusza Suchegowilka miała podłoże w rodowo-rodzinnych koneksjach, ponieważ matka kanclerza była siostrą arcybiskupa gnieźnieńskiego Jarosława Bogorii. Rodowość rycerstwa jednak nie prowadziła tylko do zacieśniania wzajemnych relacji i więzi. Przynależność do klenodium, jak nazywano ród, narzucała czasem na jego członków konieczność wystąpienia zbrojnego przeciw innemu rodowi. Te niebezpieczne, anarchizujące zjawiska, też były elementem rzeczywistości XIV-wiecznej Polski. Konflikty takie zazwyczaj miały niewielką skalę i nieraz dotyczyły węższych kręgów rodzinnych i sąsiedzkich, ale zdarzały się waśnie, które obejmowały wszystkich członków rodu i toczyły się w różnych częściach królestwa. Takie wojny o prywatnym charakterze zawsze uzewnętrzniały się bardziej w czasie, kiedy słabła władza królewska, jak to miało miejsce po zgonie Kazimierza Wielkiego. Taka właśnie mozaika powiązań między rodami i między rodzinami, krzyżowanie się interesów ekonomicznych, politycznych i konfliktów tworzyło zawiły i często dzisiaj nie do końca czytelny, świat średniowiecznego rycerstwa polskiego.

Zjednoczenie Królestwa Polskiego przez Władysława Łokietka, a potem jego wzmocnienie i silne zintegrowanie przez Kazimierza Wielkiego, wpłynęło znacząco także na kształt społeczności rycerskiej w skali całego państwa. Rody rycerskie zaczęły się rozwijać dynamiczniej. Przejawiło się to przede wszystkim w gronie tych wspólnot, które były najbogatsze i najliczniejsze. Dzięki zniknięciu granic, dzielących dotychczasowe księstewka piastowskie, zintensyfikowały się relacje między współrodowacami, mieszkającymi w różnych częściach królestwa. W ten właśnie sposób mocna wspólnota rodowa Grzymałów, która należała do jednej z większych grup rycerskich w Wielkopolsce, zaczęła również odgrywać coraz większą rolę w Małopolsce. Stało się to dzięki małżeństwu siostry Jarosława Bogorii z ojcem kanclerza Suchegowilka. Od tego czasu Grzymałowie osiedli w ziemi sandomierskiej. Bratankowie kanclerza Janusza zaś, dzięki jego zapobiegliwości odziedziczyli po nim rozległy klucz majątkowy w Beskidzie Niskim w rejonie Dukli. Tak samo rodowe koneksje biskupa krakowskiego Bodzęty z Wrześni sięgały poza granice ziem krakowskiej i sandomierskiej. Sam Bodzęta pisał się z wielkopolskiej Wrześni, a jego bliskimi rodowcami z Małopolski byli Kurozwęccy (Dobiesław, Zawisza i jego bracia), którzy posiadali majątki wokół sandomierskiej wsi Kurozwęki. Międzydzielnicowe kontakty rodowe prowadziły nieraz do celowego łączenia się różnych wspólnot herbowy w jednolity ród. Tak zrobili przedstawiciele Toporów, którzy przeprowadzili fuzję z wielkopolska wspólnotą rycerską zwaną Pałukami i obie grupy, mimo barku powiązań genealogicznych zaczęły funkcjonować jako jeden ród pieczętujący się herbem Topór. Zawsze jednak król miał możliwość wciągnięcia do grona swoich doradców i bliskich współpracowników rycerzy, którzy nie wywodzili się z największych rodzin i rodów rycerskich, a wczasach Kazimierza Wielkiego nawet mieszczan. Tak do grona urzędników trafił zapewne Jan Jura, którego rodowe pochodzenie do dzisiaj pozostaje tajemnicą, ale można przypuszczać, że był związany z jakąś rodziną rycerską herbu Półkozic, choć sam takiego herbu nie używał na swojej pieczęci. Podobnie do grona urzędników ziemskich trafił mieszczanin krakowski Mikołaj Wierzynek, który został stolnikiem sandomierskim i był także burgrabią królewskiego zamku w Dobczycach. Za panowania ostatniego koronowanego Piasta między stanami mieszczański i rycerskim nie istniały jeszcze tak wyraziste granice jak już w wieku XV. I choć społeczności te żyły według odrębnych praw, to komunikowały się między sobą, zwierano między stanowe małżeństwa (choć tylko w kręgach najbogatszych rodzin) i mieszczanie mieli dostęp do kręgów elit politycznych.

Wspólnoty rycerskie jednak czasem potrafiły sprawić królowi problem. Zasadniczym polem napięć między tronem, a poddanymi rycerskimi była zakres władzy królewskiej wobec przywilejów stanu szlacheckiego. W czasach panowania Kazimierza Wielkiego rycerstwo było nieporównywalnie mniej uprzywilejowane niż np. w czasach panowania imiennika ostatniego Piasta – Kazimierza Jagiellończyka. W wieku XIV nie obowiązywały jeszcze żadne przywileje powszechne o stanowym charakterze, to znaczy dotyczące całego stanu rycerskiego. Za pierwszy przywilej, który można takim mianem określić był przywilej koszycki Ludwika Węgierskiego z roku 1374. Do tego czasu rycerstwo cieszyło się szeregiem uprawnień wynikających z zasad prawa rycerskiego. Istniała jednak pewne nierówność wewnątrz rycerskiego stanu, bo niektóre rodziny cieszyły się większymi przywilejami, posiadanymi dzięki indywidualnym nadaniom od władców, sięgających nieraz wieku XIII. Tak więc, np. rody Toporów i Starych Koni dysponowały prawem pełnego immunitetu sądowego w swych dobrach. Inne wspólnoty wcale nie musiały mieć tak daleko idących przywilejów. Brak jednolitości w sferze przywilejów i praw generował oczywiście różne problemy, wynikające ze sprzecznych interpretacji praw.

Król Kazimierz Wielki podjął działania mające na celu znaczne wzmocnienie i usprawnienie władzy monarszej nad wszystkimi obszarami kraju. To wiązało się z koniecznością organizowania jednolitego i sprawnego systemu zarządu nad poszczególnymi ziemiami, bądź prowincjami. Kazimierz kontynuował rozpoczętą jeszcze przez Władysława Łokietka budowę systemu starościńskiego, który miał dawać monarsze kontrolę nad całym królestwem. Starostowie mieli kilka podstawowych zadań, po pierwsze mieli dbać o królewski majątek na poddanym im obszarze, po drugie mieli pilnować porządku publicznego, czyli ścigać przestępców, po trzecie wreszcie w imieniu króla sprawowali zwierzchnictwo nad sądami. To dawało im dużą władzę, a fakt, że mogli zostać w każdej chwili odwołani przez monarchę, wiązało ich blisko z osobą króla, wobec którego musieli wykazać się lojalnością. I właśnie kwestia obsady i kształtu kompetencji urzędu starosty stała się punktem zapalnym w relacjach między Kazimierzem Wielkim, a rycerstwem wielkopolskim. Władza Kazimierza odpierał się przede wszystkim na stabilnym oparciu w prowincji małopolskiej, czyli w ziemiach krakowskiej i sandomierskiej. Wielkopolska, jakkolwiek bardzo ważna, pozostawała na drugim miejscu. To budziło frustrację wśród tamtejszych możnych. Do tego doszła bezwzględna polityka króla w zakresie rewitalizacji majątku monarszego i rozpoczęła się akcja kontroli tytułów własności do posiadanego majątku, co dotyczyło też rycerstwa. Rycerstwo wielkopolskie było ponadto dość silnie zanarchizowane i wielu spośród nich zajmowało się rozbojami, wykorzystując słabość władzy królewskiej. Przez wiele lat rządów Łokietka i jego syna w ziemiach poznańskiej i kaliskiej nie było jednolitego systemu starościńskiego, a kolejni starostowie często się zmieniali. Wielkopolanie naciskali na króla aby starostami byli tylko rycerze wywodzący się z Wielkopolski, król zaś dążył do narzucenia kogoś spoza tej dzielnicy, żeby nie był uzależniony od miejscowych układów. Wreszcie na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych wieku XIV Kazimierz Wielki podjął decyzje o konieczności jednoznacznego uregulowania kwestii porządku publicznego w Wielkopolsce i narzucił swojego starostę – Ślązaka z pochodzenia rycerza Wierzbiętę z Palowic herbu Niesobia. W roku 1349 rozpoczęły się intensywne wojny na Rusi z Litwą i król musiał mieć spokój na tyłach. Nowy starosta rozpoczął rządy twardą ręką bezwzględnie ścigając rabusiów, realizując politykę rewindykacji królewszczyzn itp. To wywołała jawne wystąpienie rycerstwa wielkopolskiego przeciw królowi i zawiązanie tzw. Konfederacji Maciej Borkowica. W roku 1352 został przez konfederatów spisany odpowiedni dokument, który został skierowany do króla, bo oficjalnie zbuntowani nie występowali przeciw panującemu, ale przeciw nadużyciom starosty. W akcie konfederacji znaleźli się przedstawiciele wszystkich najważniejszych rodów rycerskich Wielkopolski. Byli to m.in.: Nałęcze, Doliwowie, Grzymalici, Zarębowie, Porajowie, Pałuki, Leszczyce, Pomianowie. W akcie konfederacji reprezentowali te wspólnoty ich przedstawiciele w elicie urzędniczej, a więc ci spośród członków danych rodów, którzy pełnili urzędy ziemskie, czy to poznańskie, czy to kaliskie.

Było to jedyne znane z czasów panowania Kazimierza Wielkiego jawne wystąpienie większych rzesz rycerskich przeciw polityce i działaniom króla. Starosta był oskarżany przede wszystkim o nadużycia w czasie dochodzeń dotyczących przestępstw popełnianych przez rycerstwo, podczas których to dochodzeń przeprowadzano tzw. Ciążenie majątku oskarżonego na poczet kary, jeszcze nie zasądzonej. To powodowało, że ludzie starosty przejmowali dobra ziemskie oskarżonego i zarządzali nimi do czasu wyjaśnienia sprawy, a to prowadziło nieraz do ich rujnacji. Na pewno też powodem oporu była aktywność w rewindykowaniu nieprawnie posiadanego przez rycerstwo majątku, podczas tych działań też mogło dochodzić do nadużyć. Jednak w szeregach wielkopolskiego rycerstwa nie było jednomyślności, co wskazuje, że nie wszyscy uważali politykę króla za złą lub też uważali wystąpienie rycerstwa za zbyt radykalne. Takim człowiekiem był Beniamin z Kołdrębia i Uzarzewa h. Zaręba, wojewoda kaliski. Został on w roku 1354 zamordowany, a winą za jego śmierć obarczono najaktywniejszego konfederatę Macieja Borkowica h. Awstacz (Napiwo), który w przeszłości był nawet starostą wielkopolskim i wojewodą poznańskim. Tak więc sprawa konfederacji dotyczyła najwyższych dostojników dzielnicy wielkopolskiej. Zabicie wojewody kaliskiego i radykalizacja niektórych członków konfederacji, wobec umiarkowania większości szybko rozbiły jedność protestujących, dając królowi szansę na uspokojenie sytuacji. Maciej Borkowic został osamotniony i źle znosząc przegraną zaczął tracić polityczny instynkt. Oskarżony o prowadzenie rozbojów, został aresztowany i mocą królewskiego wyroku skazany na śmierć, wyrok wykonano podobno przez zmurowanie go żywcem na zamku w Olszynie koło Częstochowy. Król zdołał dojść do porozumienia ze zbuntowanym rycerstwem chyba dość szybko. Starosta pozostał na stanowisku i dalej skutecznie rządził prowincją wielkopolską do swej śmierci w roku 1369. Nie było już jednak słychać o buntach przeciw jego władzy. Co ciekawe, w początku lat 60-tych XIV wieku Wierzbięta ufundował oratorium ku czci św. Jakuba z Composteli w klasztorze cysterskim w Lądzie nad Wartą na południe od Gniezna. Zostało ono ozdobione bogatą polichromią, na której, prócz scen fundacyjnych i religijnych, znajdują się herby wszystkich najważniejszych rodów rycerskich Wielkopolski i kilku rodzin rycerskich ze Śląska. Konflikt najwyraźniej został zażegnany.

Konfederacja Macieja Borkowica miała jeszcze jeden skutek. Było nim spisanie statutów Kazimierza Wielkiego, a przede wszystkim statutu dla dzielnicy Wielkopolskiej. Prawo zwyczajowe w Polsce było względnie jednolite dla wszystkich ziem królestwa. Ale jak to bywa z prawem nie spisanym istniał szereg regionalnych odmian, różnic i wyjątków. Dlatego statuty powstały w dwóch redakcjach: osobno dla Wielkopolski i osobno dla Małopolski. Pozostałe ziemie i mieszkający w nich poddani skłaniać się mogli ku jednemu, bądź drugiemu statutowi. Zamieszanie z uprawnieniami starosty w Wielkopolsce i wynikły z tego spor rycerstwa z królem skłoniły tego drugiego, zapewne pod wpływem uczonych doradców, do zapisania i ogłoszenia najistotniejszych kwestii prawnych, których rozstrzyganie nastręczało dużych problemów. Tym samym statuty nie były kodyfikacją, czyli spisaniem prawa, ale uporządkowaniem niektórych kwestii z prawem i jego egzekucją związanych. Prócz rozstrzygnięć w niektórych sprawach, jak np. kwestii spadkowych, podziałów majątków, czy też sposobów rozstrzygania spraw niespornych, w statutach pojawiły się ważne zapisy dotyczące funkcjonowania aparatu władzy. Król nakazał np. uporządkowanie sposobów funkcjonowania sądów ziemskich, uprawnień sądowych wojewodów i kasztelanów. Dla Wielkopolan – co było na pewno pokłosiem konfederacji – było ważne to, że każdy kto zostanie oskarżony o kryminalne przestępstwo, będzie miał prawo do sześciu tygodni azylu pod opieką wojewody, do czasu wyjaśnienia oskarżeń. Miało to zapobiec wszechwładzy starosty i jego justycjariuszy.

Dr hab. Andrzej Marzec